Ciało mężczyzny znalazł leśniczy. Okazało się, że był to pracownik budowy, który dorabiał w położonym w Jastrzębsku Starym pod Nowym Tomyślem zakładzie stolarskim. Jak wyjaśnili śledczy, mężczyzna zasłabł w pracy, a właścicielka firmy nie wezwała pomocy, tylko wywiozła go do lasu.
Jak informuje poznańska „Wyborcza”, mężczyzna 12 czerwca zasłabł i dostał drgawek. W hali produkcyjnej miał panować skwar a w powietrzu unosił się drewniany pył, opary farb i olejów. Gdy Wasyl zasłabł, pracownicy poinformowali o tym szefową fimy, 53-letnią Grażynę F., która zamiast wezwać pogotowie, porzuciła mężczyznę w lesie.
„Pracownikom nakazała rozejść się do domów. Kobieta zatrudniała Ukraińców na czarno. Bała się, że jeśli wezwie pogotowie, to będzie miała kłopoty. Dlatego postanowiła porzucić go w lesie 125 km od swojego zakładu" – pisze „Wyborcza”.
– Nie chorował, nie tracił przytomności, nie miał padaczki – powiedziała w rozmowie z „Wyborczą” żona zmarłego, Natalia Czornej. Na Ukrainie bez ojca zostało troje małych dzieci, a bez pomocy – starsi rodzice.
Właścicielka firmy została zatrzymana w ubiegłym tygodniu, zarzuca się jej nieudzielenie pomocy „osobie znajdującej się w położeniu grożącym bezpośrednim niebezpieczeństwem utraty życia”, a także nieumyślne spowodowanie śmierci. Grozi jej za to do pięciu lat więzienia. Została aresztowana na 3 miesiące.
Tymczasem pracowników z Ukrainy wciąż w Polsce przybywa. Przybywa także produktów i usług, zaprojektowanych specjalnie z myślą o pracownikach ze Wschodu.
Zobacz też: Przelewy z Polski na Ukrainę będą jeszcze łatwiejsze
Najwyraźniej pracownicy z Ukrainy zajmują już stałe miejsce na polskim rynku pracy i część pracodawców nie wyobraża już sobie funkcjonowania bez przybyszy ze Wschodu. W czerwcu Polsko-Ukraińska Izba Gospodarcza poinformowała, że będzie podejmować starania na rzecz zachęcania pracujących w Polsce Ukraińców do pozostania w kraju, zamiast wyjazdu do Niemiec, które częściowo otwierają swój rynek pracy dla pracowników z Ukrainy.