Prawda jest też taka, że polscy sadownicy wciąż odczuwają również echa embarga nałożonego na Rosję.
Kiedy rosyjski rynek się zamknął, trzeba było poszukać innych: liderami w kupnie polskich jabłek są dziś Egipt, Niemcy i Białoruś. Tajemnicą poliszynela jest również to, że co jakiś czas nielegalne transporty z jabłkami wciąż próbują dotrzeć do kraju rządzonego przez Władimira Putina. Polacy tęsknią za tym ogromnym rynkiem zbytu.
Zwłaszcza, że po nałożeniu embarga wielu sadowników musiało się „przestawić” na wyhodowanie innych niż do tej pory odmian owoców na potrzeby kolejnych rynków. Takie „przestawienie” może zająć nawet kilka lat – należy liczyć się z przejściowym spadkiem dochodów. Paradoksalnie po nałożeniu embarga prognozowano, że olbrzymia powierzchnia sadów w Polsce (143 tys. hektarów) skurczy się, stało się jednak odwrotnie: nowych sadów jeszcze przybyło. Ale nie wszyscy sobie poradzili:
– Po embargu sadownicy sadzą nowe odmiany na potrzeby innych rynków. Niektórzy chcą też rekompensować sobie spadek cen zwiększoną produkcją, choć to złudne. Wreszcie dużo sadów to dziś ugory – twierdzi w rozmowie z dziennikarką „Rz” Mirosław Maliszewski, prezes Związku Sadowników Rzeczypospolitej Polskiej.
To wszystko wpłynęło na cenowe szaleństwo wokół jabłek Skupy proponowały rolnikom rekordowo niskie ceny, nawet 6 groszy za kilogram. Według eksperta „Rz” sytuacja sadowników jest patowa. Rządzą nimi skupy, będące pośrednikami pomiędzy przetwórstwem a gospodarstwem. Z kolei skupy zmonopolizowały duże firmy, narzucające niezwykle niekorzystne reguły gry. Uciekają się na przykład do takich metod, że sadownik poznaje cenę za kilo dopiero wtedy, gdy już przywiezie jabłka do skupu. Jest stawiany przed faktem dokonanym. Mirosław Maliszewski pisał w tej sprawie list otwarty do mediów branżowych. Związek Sadowników RP chce wprowadzić długoletnie kontrakty z ustalonymi stawkami, a także klauzulami na wypadek klęsk żywiołowych.
Bo ubezpieczenia gospodarstw to w Polsce kolejny problem. Jedynie 12% polskich sadowników ubezpiecza się od przymrozków.
Jaki pomysł ma resort? Taki, który, jak można się domyślić, nikogo nie zadowala: chce wprowadzić średnie ceny referencyjne w skupach. Krajowa Unia Producentów Soków, zrzeszająca przedstawicieli „drugiej strony barykady” czyli przetwórców i skupy, głośno krzyczy. Według niej nie na tym polega wolny rynek. Rolnicy z kolei przyznają: „zależy im, aby był bałagan”. Produkcja soków zagęszczonych z jabłek wzrasta (w marcu 2019 była 9 razy większa niż w 2018), podobnie jak eksport. Lobby przetwórcze kwitnie, a sadownicy z roku na rok biednieją.
Zdecydowanie potrzebujemy programu jabłko plus.
Poglądy autorki mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.