Sojusz azjatycki
Umowy międzynarodowe, które były fundamentem stabilności, są zrywane, a pozornie niewzruszone sojusze tkwią w kryzysie. Nawet najbardziej autorytatywne platformy negocjacyjne nie pomagają w osiągnięciu porozumienia. Podczas gdy eksperci zastanawiają się, co z tym zrobić, przywódcy muszą myśleć o bardziej palących kwestiach, przede wszystkim o bezpieczeństwie.
W czerwcu Xi Jinping - przewodniczący Chińskiej Republiki Ludowej, którą teraz można uznać za supermocarstwo – spotkał się z eurazjatyckimi kolegami w Duszanbe na Konferencji na temat Interakcji i Środków Budowy Zaufania w Azji (CICA). Zaproponował na niej zastanowienie się nad „strukturą bezpieczeństwa” regionu z uwzględnieniem wszystkich jego cech szczególnych.
Niektórzy obserwatorzy i media widzą w tym chęć stworzenia sojuszu jako przeciwwagi Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego, swego rodzaju azjatyckiego NATO. Jednak zjednoczenie się przeciwko Zachodowi w ramach bloku azjatyckiego jest bardzo problematyczne.
Na kogo stawiają Chiny
Droga Chin do statusu wielkiego mocarstwa i jednej z największych gospodarek na świecie nie była łatwa. Teraz każdy sukces Pekinu jest postrzegany przez konkurentów jako zagrożenie - przede wszystkim przez Amerykanów. Biorąc pod uwagę, jak gorliwie i niezbyt krępując się w słowach Stany Zjednoczone w ostatnich latach krytykują Chiny, logiczne jest założenie, że w odpowiedzi na wezwania do „przeciwstawienia się chińskiemu zagrożeniu” Pekin spróbuje utworzyć sojusz prawdziwych przyjaciół, którzy są gotowi przyjść w każdej chwili z pomocą.
Jednak dlaczego Xi Jinping właśnie teraz mówi o „strukturze bezpieczeństwa” w Azji i zwraca na siebie tyle uwagi? Odpowiedź na to pytanie być może znajdziemy w raporcie Pentagonu opublikowanym 1 czerwca, dwa miesiące do przemówienia przewodniczącego Chin. W dokumencie dotyczącym strategii USA w Indo-Pacyfiku Chiny są ostro krytykowane (za ustrój polityczny, ekspansję, partię komunistyczną), a Tajwan jest nazywany „państwem” (de jure to chińska prowincja). Amerykańscy wojskowi czepiali się też Moskwy i Pjongjangu, ale Pekinowi dostało się najbardziej.
Chociaż autorzy raportu nie wspominają o możliwości utworzenia bloku militarnego przez Chiny w regionie, należy zauważyć, że Stany Zjednoczone już współpracują z sąsiednimi krajami w kwestii powstrzymania ChRL. Rzeczywiście wydaje się, że pierścień amerykańskich sojuszników zacieśnia się wokół Chin: Japonia, Australia i Indie są częścią czterostronnego dialogu na temat bezpieczeństwa (QUAD), a w Azji Południowo-Wschodniej są wiarygodni partnerzy.
- W regionie są wyzwania. To, co powiedział Xi Jinping, nie jest jego osobistymi agresywnymi planami, ale wymuszoną reakcją – powiedział w rozmowie ze Sputnikiem Siergiej Sanakojew, szef Rosyjsko-Chińskiego Centrum Analitycznego ANO Centrum Studiów ATP.
O tym, że bezpieczeństwo powinno mieć ofensywny charakter, w Chinach zaczęto mówić dość niedawno. W 2015 roku opublikowano ostatnią Białą Księgę, podstawowy publiczny dokument strategiczny. We wcześniejszych wydaniach o obronie zagranicznych interesów kraju rozpisywano się znacznie skromniej, kładziono nacisk na zachowanie integralności państwa i jego suwerenności. Aktualnie w sprawach bezpieczeństwa Chiny polegają nie tylko na sobie.
Zdaniem Siergieja Sanakojewa Xi Jinping nie powiedział nic nowego w Duszanbe. – W Azji są już formaty zajmujące się bezpieczeństwem zbiorowym. Na tej podstawie będzie wdrażane to, o czym mówił przewodniczący Chin – powiedział ekspert.
Na co uważać i z kim się zjednoczyć
W rzeczywistości Chiny nie mają powodu, by stawać się otwartym antagonistą Stanów Zjednoczonych i tworzyć blok wojskowy. Porozumień i deklaracji, które Pekin podpisuje z innymi krajami, nie można nazywać sojuszami.
„Azjatyckie NATO” jest w zasadzie niemożliwe, twierdzi Wasilij Kaszyn, starszy pracownik naukowy Centrum Systemowych Studiów Europejskich i Międzynarodowych Wyższej Szkoły Ekonomicznej. Kraje azjatyckie są większe od europejskich, mają wiele swoich zobowiązań i interesów, które realizują.
- Dyskusje na temat tego, że Chiny stworzą własne NATO, wynikają z niezrozumienia tego, jak działa polityka w Azji – wyjaśnił ekspert. – Ludzie wykorzystują gotowe szablony, analogie z zimną wojną, które w regionie azjatyckim nie działają - dodał. Jego zdaniem ład azjatycki jest bardziej skomplikowany od europejskiego, nakładanie szablonów nie ma sensu.
W Azji nie ma jednego zunifikowanego sojuszu, co znacznie ogranicza możliwości Stanów Zjednoczonych w regionie. – Amerykanom nie uda się zjednoczyć azjatyckich partnerów – wyraził przekonanie Kaszyn. – Nawet Japonię i Koreę Południową jest trudno zmusić do współpracy – podkreślił.
Jednocześnie podstawą bezpieczeństwa Tokio jest sojusz z USA. Australia też jest wiernym sojusznikiem Stanów. Podpisanie z Chińczykami jakiegokolwiek dokumentu w sferze obronnej wstępnie będzie omawiane z Waszyngtonem.
Inaczej jest w przypadku Indii, Azji Południowo-Wschodniej i Oceanii. Jak podkreślił ekspert, tutaj Chiny zwrócą się w pierwszej kolejności o wsparcie. Delhi oficjalnie należy do QUAD, ale dla Hindusów jest to tylko okazja do omawiania pewnych kwestii, a nie zobowiązanie do przyłączenia się do antychińskiej inicjatywy. Ponadto amerykańsko-indyjskie stosunki są dalekie od bliskiej przyjaźni.
W Azji Południowo-Wschodniej obawy budzi perspektywa wyboru między Stanami Zjednoczonymi a Chinami. Na wezwania wiceprezydenta USA Mike'a Pence'a do wypowiedzenia się przeciwko agresji, najwyraźniej chińskiej, premier Singapuru Lee Sianglun odpowiedział w następujący sposób: „Jeśli przyjaźnisz się z dwoma krajami, które są po przeciwnych stronach barykady, czasami udaje się żyć w zgodzie z obydwoma, ale bywa to dość niewygodne”.
- Sądzę, że najlepiej zrobimy, jeśli nie staniem po żadnej ze stron – podsumował. – Jednak okoliczności mogą być takie, że trzeba będzie wybierać. Mam nadzieję, że szybko do tego nie dojdzie – podkreślił.
Czyli państwa ASEAN nie śpieszą do tego, aby znaleźć się po różnych stronach barykady.
Innym interesującym obszarem, który jest praktycznie ignorowany, jest Oceania. Interesy wszystkich głównych graczy w regionie Azji i Pacyfiku krzyżują się tam: USA, Chin, Japonii i Australii. Poważna walka toczy się o wpływ na tej małej wyspie, a ten, kto daje więcej pieniędzy, zainwestuje w infrastrukturę. Jednak warunkowe Kiribati, Vanuatu i Fidżi, jak każde małe państwo, obawiają się, że sprzeczności będą się nasilać i będą musiały wybrać. Postarają się – zdaniem Kaszyna - unikać tego jak najdłużej.
Jedna z koncepcji Deng Xiaopinga - zbiorowe przywództwo – już została zrewidowana. Xi Jinping wprowadził zmiany do statutu partii i zapewnił sobie nieograniczone czasowo rządy. Nikt nie wiem, jakie kolejne przewartościowania czekają Pekin.
Poglądy autorki mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.