Katastrofa smoleńska to istne perpetum mobile. Nakręcało prawicowy obóz przez bite 5 lat, aż do objęcia władzy. Później po prostu Smoleńsk przestał być władzom PiS potrzebny. To nie paliwo ze smoleńskiej awantury się wyczerpało, jest go jeszcze w baku Jarosława Kaczyńskiego całkiem sporo.
Pamiętajmy, że to właśnie decyzje dotyczące katastrofy były jednymi z pierwszych decyzji gabinetu PiS powstałego po wyborach w 2015 (ówczesna szefowa kancelarii premiera Beata Kempa zlikwidowała zespół Macieja Laska, a także zdjęła z rządowych stron raport komisji Jerzego Millera). A już w marcu 2016 r. Antoni Macierewicz, wówczas minister obrony, powołał podkomisję smoleńską – jak twierdzą niektórzy, z obejściem prawa.
Ale potem stopniowo uwaga rządzących skupiła się na innych kwestiach, takich jak możliwie najszerszy program socjalny, zdominowanie sądownictwa, służb, antyopozycyjna propaganda. Dostrzeżono także, że w tych okolicznościach Antoni Macierewicz zaczął stanowić najsłabsze rządowe ogniwo. Postanowiono więc dyskretnie schować go za kurtynę. Ale to absolutnie nie znaczy, że serial przestał się kręcić. Kolejne odcinki powstają, ale to już raczej produkcja niszowa dla koneserów, niż emisja w prime time’ie.
Plan PO
– Naprawa państwa w sprawie badania przyczyn katastrofy smoleńskiej zacznie się od odkręcania decyzji rządu Beaty Szydło, a skończy na zamknięciu prokuratorskiego śledztwa – zapowiedziała Joanna Kluzik-Rostkowska w ramach prezentacji programu wyborczego partii Grzegorza Schetyny na jesień.
PO zamierza przywrócić raport komisji Millera jako jedyny obowiązujący dokument stwierdzający o przyczynach katastrofy. Tak naprawdę przywrócenie będzie miało wymiar raczej symboliczny, bo chociaż Antoni Macierewicz w 8. rocznicę tragedii ogłosił, że „Raport komisji Jerzego Millera jest nieważny i zostaje anulowany” – to formalnie nie miał prawnej możliwości, by go „anulować”.
Partia Grzegorza Schetyny zaczyna politycznie grać Smoleńskiem tak samo, tak grało nim PiS w 2010 – aby odsunąć od władzy konkurentów. Ludzie Kaczyńskiego domagali się „prawdy” i ujawnienia „win Tuska”, ludzie Schetyny też domagają się „prawdy” i… „rozliczenia PiS za Smoleńsk”.
A byłoby co rozliczać: podkomisja Macierewicza dostała z budżetu państwa olbrzymie pieniądze: w 2016 r. – 4 mln zł, a w 2017 i 2018 po 6 mln zł. Odmówiła informacji, ile dostała na 2019.
– Sprawdzimy, czym naprawdę się podkomisja zajmowała i na co poszło te kilkanaście milionów złotych? Ile zarobili np. Berczyński czy prof. Binienda? – zapowiada Joanna Kluzik-Rostkowska.
Następnym krokiem ma być wymiana składu Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych i zamknięcie prokuratorskiego śledztwa.
Gdy PiS przejmowało władzę, było ono praktycznie na ukończeniu (wnioski śledczych zaś zbieżne z wnioskami komisji Millera). Jak można się domyślać, nowa ekipa go nie zamknęła, a wręcz powołała nowy, specjalny zespół śledczy.
Jak donosi „Gazeta Wyborcza”, PO zamierza znów upominać się u Rosjan o zwrot wraku tupolewa. Z odpowiedzi obecnego MSZ na interpelację posła Krzysztofa Brejzy wynika, że rząd Platformy 11 razy domagał się zwrotu wraku, ekipa PiS – tylko raz.
Posłowie Cezary Tomczyk i Paweł Suski w pierwszej połowie lipca zostali wezwani na przesłuchanie przez podkomisję smoleńską Macierewicza. Wrażenia?
„Powiedzieć o tej komisji, że to parodia państwa to nie powiedzieć nic" – skomentował Tomczyk na Twitterze.
– Mija wiele czasu, komisja nie ma kompletnie nic do powiedzenia, nic nie robi, a pan Macierewicz bawi się w przesłuchania posłów – powiedział Paweł Suski.
Obu panów czekała konfrontacja w cztery oczy z byłym ministrem obrony. Co najlepsze, żaden z nich nie miał zielonego pojęcia, dlaczego akurat ich wezwano na przesłuchanie.
– Nie jestem pilotem, nie jestem w żaden sposób związany z lotnictwem, tym bardziej z 10 kwietnia z wylotem, z samą katastrofą, bytnością w Smoleńsku – powiedział mediom Suski po złożeniu zeznań. Poseł jest jednak członkiem sejmowej komisji obrony i – jak twierdzi „kiedyś latał takim samolotem”.
Po przesluchaniu. Mam wrażenie, że A. Macierewicz chce pomachać prezesowi, ...halo jestem, działam, pamiętaj Jarku. Ciągle dążę do prawdy, jestem nieugięty. Podkomisja jednoosobowa, dramat. Rozmowa o Tupolewie. @CTomczyk #KoalicjaObywatelska #PlatformaObywatelska #POrozmawiajmy
— poseł Paweł Suski (@pawelsuski) 10 lipca 2019
Cezary Tomczyk natomiast zaczął swoje zeznania od poproszenia Antoniego Macierewicza o okazanie specjalne legitymacji uprawniającej go do prowadzenia czynności jako szefa komisji lotniczej. Tomczyk przekazał mediom, że Macierewicz na jego oczach ostentacyjnie wypisał sobie legitymację i dopiero wówczas przystąpił do przesłuchania.
– Pytałem ministra Macierewicza, kiedy będzie raport. Odpowiedział, że w swoim czasie. Pytałem ministra Macierewicza, kiedy będą wnioski końcowe. Powiedział, że w swoim czasie. Pytałem ministra Macierewicza, jaki jest budżet podkomisji, powiedział, że w swoim czasie to ujawni – zżymał się poseł. Ostatecznie przed kamerami stwierdził, że podkomisja przez 4 lata swojego istnienia nie ustaliła żadnych nowych faktów, a także, że Antoni Macierewicz po prostu nęka wezwaniami parlamentarzystów, których nie lubi.
Wraz z @pawelsuski właśnie opuściliśmy gmach Podkomisji Smoleńskiej.Powiedzieć o tej komisji, że to parodia państwa to nie powiedzieć nic.Przesłuchanie?..Nie było żadnej Podkomisji tylko sam Macierewicz i godzinna rozmowa w cztery oczy.Ta Komisja natychmiast powinna być zamknięta pic.twitter.com/750PovGxzb
— Cezary Tomczyk (@CTomczyk) 10 lipca 2019
Ciąg dalszy nastąpi
Tymczasem 23 lipca Prokuratura Krajowa wydała postanowienie o zwolnieniu tłumaczki Magdaleny Fitas-Dukaczewskiej o zwolnieniu z tajemnicy zawodowej. Kobieta była tłumaczką Donalda Tuska podczas wizyty w Katyniu 7 kwietnia oraz w Smoleńsku 10 kwietnia 2010. To już drugie podejście do tego, by „wyciągnąć” od niej zeznania. W wymiarze politycznym oznacza to, że Rafał Ziemkiewicz myli się twierdząc, że smoleński żar gaśnie: ekipa rządząca szuka ewidentnie sposobności na to, aby obciążyć ówczesne władze za decyzje podejmowane tuż po katastrofie.
Jak wynika z komunikatu prokuratury, śledztwo, w które włączono tłumaczkę, ma na celu „możliwie dokładne ustalenie okoliczności, w jakich zapadały ważne dla jej wyjaśnienia decyzje, w tym zwłaszcza związane z przekazaniem Federacji Rosyjskiej prawa do badania przyczyn katastrofy”. Zwłaszcza, że w czerwcu zapadł już wyrok skazujący Tomasza Arabskiego, byłego szefa KPRM, za zaniedbania dotyczące organizacji lotu – na 10 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu.
Zobacz również: Tłumaczka Tuska ze Smoleńska będzie zeznawać?
Wyrok media zgodnie ogłosiły symbolicznym (i będącym zapewne wstępem do tego, o czym fantazjuje PiS: by z podobnych powodów skazać Donalda Tuska). Sąd uznał bowiem, że za złą organizację lotu odpowiedzialne są: Kancelaria Premiera Rady Ministrów, Kancelaria Prezydenta oraz nieistniejący już dziś 36. Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego. Obrońca Arabskiego argumentował, że jego klient nie miał kompetencji ani wiedzy, aby zapobiec tragedii i aby ocenić, czy loty (zarówno ten 7, jak i 10 kwietnia) na pewno mogą się bezpiecznie odbyć. Obrońcy Arabskiego wielokrotnie podczas 42 rozpraw argumentowali też, że niedopuszczenie do lotu delegacji prezydenta wywołałoby niezadowolenie Lecha Kaczyńskiego, który w latach 2008-2010 już kilka razy kłócił się z ówczesnym rządem o samoloty.
Ciąg dalszy serialu pt. „Smoleńsk” na pewno jeszcze nastąpi – być może wtedy, kiedy Donald Tusk zdecyduje się bardziej zaangażować na krajowym podwórku. Ten serial miał jednak zdecydowanie lepsza oglądalność, gdy PiS było w opozycji.