Dlaczego środowisko uczonych nie może wypracować wspólnej oceny jednego z najbardziej bohaterskich, a zarazem tragicznych wydarzeń polskiej historii? Z tym pytaniem Sputnik zwrócił się do historyka Aleksieja Isajewa.
— Jak z upływem czasu zmieniała się ocena Powstania Warszawskiego wśród polskich i rosyjskich historyków?
— Wielu rosyjskich uczonych trzyma się w dalszym ciągu punktu widzenia radzieckiej nauki historiograficznej, zgodnie z którym rozkaz rozpoczęcia powstania 1 sierpnia został wydany z Londynu. Ale jeśli zwrócić się z podobnym zapytaniem do polskich historyków, to od przedstawicieli starszego pokolenia, którzy pracując nad tym zagadnieniem, zdążyli porozmawiać z wieloma uczestnikami i świadkami powstania, można usłyszeć inną wersję: decyzję podjął arbitralnie sam dowódca Armii Krajowej Tadeusz Bór-Komorowski.
Taka interpretacja obecna jest od dawna i sądząc po polskich i anglojęzycznych publikacjach, właśnie zachodni historycy są krytycznie nastawieni wobec kierownictwa powstania, twierdząc, że to była decyzja woluntarystyczna. Teraz dzięki informacjom napływającym między innym z odtajnionych archiwów swego rodzaju mainstreamem stała się interpretacja, z której wynika, że fiasko powstania zdeterminowały poważne błędy taktyczne, które też doprowadziły do strasznej tragedii ludzkiej.

— Jeśli pozycje polskich i rosyjskich historyków w pewnych miejscach są zbieżne, to czy nie można liczyć na konsensus w tej trudnej kwestii?
— Obawiam się, że konsensus jest niemożliwy ze względów politycznych. Z moich osobistych obserwacji wynika, że w obecnych polskich realiach najpierw trzeba wyrazić punkt widzenia, że Rosjanie są źli, a dopiero potem formułować fakty historyczne. Taka sytuacja utrudnia współpracę między uczonymi.
— Dlaczego polskim władzom jest na rękę pielęgnowanie obrazu Powstania Warszawskiego jako pewnej sakralnej ofiary we współczesnej historii kraju?
— Myślę, że jest to korzystne dla wizerunku Polski na arenie międzynarodowej, bo pozwala przedstawiać Polskę w charakterze zapory: najpierw przed caryzmem, potem przed bolszewizmem, a teraz – przed „hybrydową” Rosją. Omawianie wydarzeń historycznych w takim kluczu sprowadza dialog do poziomu współczesności i podejmuje kwestię konfrontacji Polski, wchodzącej w skład bloku wojennego NATO i Rosji.
Przecież polskie siły zbrojne należą dziś do najliczniejszych w Sojuszu Północnoatlantyckim pod względem stosunku do liczby ludności. To zmusza Warszawę do prowadzenia określonej polityki historycznej.
— Niedawno pojawiła się informacja, że Ministerstwo Kultury Polski w przyszłym roku zamierza na wszelki możliwy sposób wspierać twórców gier komputerowych o treści historycznej i patriotycznej. Studio Pixelated Milk zapowiada na wrzesień grę taktyczną poświęconą Powstaniu Warszawskiemu. Jak Pan uważa, na ile twórcy gier będą weryfikować fakty?
Myślę, że do podjęcia takiej decyzji Ministerstwo Kultury skłonił fakt, że Polska pod względem wojskowo-historycznym jest państwem numer jeden w Europie. Ilość publikacji wojskowo-historycznych jest niewiarygodna, obejmują one praktycznie wszystkie okresy. Wśród Polaków widać ogromne zainteresowanie historią wojenną.
Według mnie ma to związek z tym, że Polska „nie dokończyła” swego udziału w II wojnie światowej: po agresji Niemców hitlerowskich polska armia została szybko rozbita, Powstanie Warszawskie trwało niedługo i nie przyniosło sukcesu, a działania polskich formacji na froncie zachodnim nosiły faktycznie charakter epizodyczny. Wkład w zwycięstwo nad faszyzmem Wojska Polskiego, które walczyło po stronie radzieckiej, był znaczący, ale dla dzisiejszych elit rządzących przyznanie się do tego jest rzeczą politycznie nie do przyjęcia.
Można odnieść wrażenie, że Polska nie zdołała wyrazić się w tej wojnie w pełnej mierze, stąd zainteresowanie ludzi tym tematem. Różnorodność wydawanych pozycji, nierzadko wysokiej jakości z punktu widzenia analizy konkretnych wydarzeń, robi wrażenie. Ale zawsze towarzyszy temu motyw przewodni „złych Rosjan”
— zakończył historyk Aleksiej Isajew.