Prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński obiecał, że na koniec 2020 roku, czyli za kilkanaście miesięcy, minimalna pensja w Polsce będzie wynosiła trzy tysiące złotych. Na koniec 2023 roku będzie to już cztery tysiące złotych. W roku 2021 zdecydowana większość emerytów otrzyma dwie trzynastki. Rolnicy dostaną dopłaty do hektara. To wszystko prezes Kaczyński zapowiadał we wrześniu i to tylko w zakresie wydatków socjalnych. Zaś plany budżetowe obejmują oczywiście rozwój całej gospodarki.
A już po ogłoszeniu wyników głosowania w wyborach parlamentarnych, podczas wieczoru wyborczego prezes stwierdził, że „dotrzymywanie słowa w tym czteroleciu, które jest przed nami, może być trudniejsze niż w tym, które jest za nami”.
Co oznaczają te słowa? Czyżby pojawiły się wątpliwości co do możliwości realizacji obietnic?
Na ten temat Sputnik rozmawiał z profesorem Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie Adamem Michalikiem.
Rzeczy, które wydarzyć się mogą, ale nie muszą
„Byłbym bardzo zaskoczony, gdyby ten budżet faktycznie był bez deficytu. Proszę zwrócić uwagę, że do budżetu się wpisuje rzeczy, które wydarzyć się mogą, ale nie muszą. Na przykład, zakłada się dalszy wzrost przychodów z tytułu uszczelnienia systemu podatkowego, co ma dać duży, liczony w dziesiątkach miliardów złotych rocznie dochód. Zakłada się wysoki wzrost gospodarczy, duże obroty handlowe i wynikające z tego tytułu większe podatki. Ale czy temu będzie sprzyjała koniunktura rynkowa, nie wiadomo” – mówi ekonomista, dodając, że istnieją też pewne kontrowersyjne założenia, dotyczące pieniędzy publicznych i funduszy emerytalnych, z których rząd mógłby skorzystać.
Co uwzględnia budżet, a czego nie?
Prof. Michalik zwraca uwagę na to, że obiecane trzynasta i czternasta emerytury, o których głośno, nie są wpisane do budżetu, a to znaczy, że rząd zostawia dla siebie furtkę i może w odpowiednich okolicznościach zrezygnować albo przesunąć w czasie te wypłaty.
Tak samo według prof. Michalika wygląda sytuacja, dotycząca obwodnic wokół średnich i mniejszych miast. Zapowiedziano ich aż 100. Ale rząd nie daje gwarancji, że zostaną wybudowane, dlatego nie może zawrzeć tego w budżecie.
Szanse na budżet bez deficytu
Rozmówca Sputnika przypuszcza, że z czasem nastąpi nowelizacja budżetu, bo okaże się, że ten budżet nie jest na tyle wspinający się i zrównoważony. Albo trzeba będzie z pewnych pomysłów się wycofać.
„Koniunktura gospodarcza na świecie póki co sprzyja optymistycznym zarysom naszego proficytowego budżetu, ale sytuacja może się zmienić. Nie znam rządu, który by zrealizował wszystkie obietnice przedwyborcze, niezależnie czy to w Polsce, czy w jakimś innym kraju. Być może w pewnej części te obietnice zostaną odłożone na lepsze czasy. Zgadzam się ze wszystkimi ekspertami, którzy twierdzą, że nastąpi wcześniej czy później korekta budżetu” – mówi profesor Michalik.
Nie będzie czterech lat spokoju?
Raczej bym się spodziewał ruchów jednorazowych, które przynoszą od razu skutki w wyborach. Co do nakładów na ochronę zdrowia, to jestem bardzo powściągliwy – przyznaje rozmówca.
Rząd nie ma własnych pieniędzy, rząd ma pieniądze publiczne
Adam Michalik uważa, że większość ludzi nie rozumie, co to znaczy deficyt budżetowy.
W opinii Adama Michalika na pewno część opozycyjnych polityków będzie krytykować budżet, ale na jego zwolenników raczej to nie wpłynie. Rząd może jedynie stracić w sondażach dwa czy więcej punktów, ale to nie zachwieje sceną polityczną.
„Gdyby to zachwiało sceną polityczną, to musiałoby doprowadzić do sytuacji, kiedy nagle pod znakiem zapytania stałaby realizacja wszystkich obietnic, łącznie z tą 13-tą emeryturą. Ale nie spodziewałbym się zmian w obozie rządzącym” – dodaje.
Pozytywny wpływ środków unijnych na budżet państwa
„To nie znaczy, że rząd może sobie tymi pieniędzmi swobodnie dysponować. Unia Europejska dość konkretnie nas rozlicza. Niedawno otrzymaliśmy od UE zapytanie, czy nie przepadły nam środki na walkę ze smogiem. Pozostało ono bez odpowiedzi, bo duża część środków nie została zrealizowana. Pieniądze, które Unia Europejska przeznacza na ochronę środowiska, na emerytury przeznaczyć nie możemy” – tłumaczy Adam Michalik.
Wyjaśnia, że projekty wspierane przez Unie Europejską nie są finansowane w 100 proc.
Żeby uzyskać finansowanie, musimy dokładać własne środki. Zresztą, to jest rozsądne, racjonalne. Ale im więcej wydamy pieniędzy z Unii, tym mniej pieniędzy z budżetu państwa powinno iść na te inwestycje. Ale gdyby nie te pieniądze z Unii, to wiele projektów nie zostałoby zrealizowanych – powiedział na zakończenie profesor Adam Michalik.