O zdanie na ten temat Sputnik zwrócił się do niezależnego publicysty Adama Śmiecha.
– Dlaczego książka Piotra Zychowicza wzbudziła teraz takie kontrowersje?
– Odpowiadając na to pytanie należy podjąć szereg kwestii. Przede wszystkim to, że książka przedstawia tezy, które są niezgodne z polską racją stanu. Jest to przykład myślenia partii rządzącej w Polsce, które polega na tym, że przypisuje ona sobie prawo do definiowania, czym jest polska racja stanu. Tymczasem polską rację stanu należy ująć w kategoriach obiektywnych, że jest to istnienie suwerennego państwa polskiego, w którym rozwijać się mogą wszyscy jego obywatele.
Natomiast przypisywanie sobie jakiejś wiedzy na temat tego, jak teraz racja stanu ma wyglądać przez jedno środowisko, jest oczywiście dużym nadużyciem. Ale jest to typowe dla kraju i przypomina niestety czasy zwalczane przez obecną opcję polityczną. Lubi ona dziś powoływać się na to, że kiedy była opozycją demokratyczną, to wtedy władze Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej często używały argumentu, że występuje przeciwko pryncypiom, na przykład, w polityce międzynarodowej czy przeciwko ówczesnemu sojuszowi ze Związkiem Radzieckim. I wtedy ci sami ludzie uważali to za nadużycie, a w tej chwili robią to samo.
– W „Wołyniu zdradzonym” autor pisze, m.in., że przed decyzją o mobilizacji Armii Krajowej mordowanym przez UPA na Wołyniu Polakom pomocy udzielali Rosjanie i Niemcy, zaś Armia Krajowa w latach 1943-1944 była obojętna wobec tej tragedii…
Było w zasadzie tak, że mordowany chwytał się brzytwy, aby uratować swoje życie. Natomiast współpraca z partyzantką radziecką jest dość powszechnie znana, ale na ogół o tym się nie mówi, bo to nie pasuje do czarnego obrazu partyzantki radzieckiej i w ogóle ZSRR. Bądź wspominana jest dziś w Polsce w celu wypaczania historii II wojny światowej.
– Czy wycofanie książki Zychowicza z udziału w konkursie nie jest formą cenzury?
– Jest formą cenzury na 100%. Po pierwsze, jest to forma narzucania jedynie słusznej wizji historii przez instytucje do tego nie powołane, jednak pochodzące z jednego środowiska. I tutaj proszę zwrócić uwagę, że przynajmniej w przypadku telewizji i radia, jest co najmniej dyskusyjne, aby się w ogóle wypowiadały merytorycznie na temat zawartości książki. I po drugie, jest to jeden z elementów przepisywania historii, szczególnie wydarzeń II wojny światowej.
W sumie jest to konsekwencją tego, że wszystkie elementy decyzyjne w państwie zaczynają się skupiać w jednym ręku. To jest bardzo niebezpieczne, zarówno z punktu widzenia funkcjonowania państwa, jak też z punktu widzenia prowadzonej przez to państwo polityki historycznej, czego ta sytuacja jest najlepszym dowodem.
- Czy właśnie z tego punktu widzenia przyczyny nagonki na noblistkę Olgę Tokarczuk za jej poglądy, wyrażone, co prawda, w formie wielkiej literatury, są podobne do sprawy, o której mówimy?
Pragnę jednak zwrócić uwagę, że niezależnie od poglądów pani Tokarczuk, przyznanie jej Nagrody Nobla jednak wpływa na Polskę jako taką: za 20, 30 i więcej lat ludzie nie będą pamiętać o jej poglądach, tylko będą cieszyć się, że jest kolejną przedstawicielką literatury polskiej, którą wyróżniono tak cenioną nagrodą. Zresztą, proszę zwrócić uwagę, że drugi nagrodzony tą nagrodą, Peter Handke, ma podobne problemy, jeżeli chodzi o jego poglądy. Jest to związane nie z tym, o czym pisze w swoich powieściach, tylko z jego poglądami, chociażby na kwestię wojen jugosłowiańskich.
P.S. I oto do wiadomości publicznej podano, że organizatorzy Konkursu „Książka Historyczna Roku” – Telewizja Polska, Polskie Radio, Instytut Pamięci Narodowej i Narodowe Centrum Kultury – w związku z kontrowersjami związanymi z konkursem wspólnie podjęli decyzję o unieważnieniu tegorocznej edycji. Decyzja jest podyktowana troską o wiarygodność i prestiż Nagrody” – głosi specjalne oświadczenie wydane po unieważnieniu konkursu.