Zniosą tzw. 30-krotność ZUS
Zmiana ta przynieść ma budżetowi dodatkowe 7 mln zł. Projekt od 2020 roku znosi górny limit przychodu, do którego płaci się składki na ubezpieczenia emerytalne i rentowe – tzw. 30-krotności ZUS. Od nowego roku składka ma być odprowadzana od całości przychodu. Posłowie, którzy składali projekt, napisali w uzasadnieniu, że w Polsce żyje całkiem spora grupa ludzi mających wyższe zarobki niż 30-krotność przeciętnego wynagrodzenia. Ma być ich ponoć 370 tysięcy i to do ich kieszeni zamierzają sięgnąć rządzący.
Zniesienie limitu wysokości podstawy wymiaru składek na ubezpieczenia emerytalne i rentowe bezpośrednio będzie wpływać na wysokość otrzymywanej w przyszłości emerytury – stwierdzili projektodawcy (zupełnie jakby zamożni obywatele drżeli o wysokość swojej emerytury…).
Gowin może się zbuntować
Trzynaste emerytury z danin
Już teraz ZUS alarmuje, że za chwilę powstanie olbrzymia „dziura” w emeryturach – rzędu od 38 do 51 mld zł. To wina malejącej demografii a co za tym idzie – malejącej ilości składek opłacanych przez pokolenia aktywne zawodowo. A im mniejsza ilość składek od obywateli – tym więcej rząd będzie musiał dołożyć od siebie, czyli z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych.
Jak donosi „Fakt”, złe prognozy dotyczące składek nie biorą pod uwagę obietnicy wyborczych PiS, czyli dodatkowych wydatków z budżetu – na 13. oraz 14. emeryturę. Rządzący nie zamierzają wycofywać się z obietnic. Myślą m.in. nad opodatkowaniem każdej umowy zlecenie, niezależnie od kwoty, na jaką jest zawarta. To rozwiązanie może przynieść kilka miliardów złotych rocznie.
Oprócz tego w środę w parlamencie znalazł się jeszcze inny projekt: przewiduje on, że „dodatkowe” emerytury zaczną być finansowane ze środków Funduszu Solidarnościowego (obecnie: Solidarnościowego Funduszu Wsparcia Osób Niepełnosprawnych).
Daj pan choć 2 złote!
PiS ma też inne plany: powołanie Centralnej Informacji Emerytalnej, która będzie systemem informującym o emeryturach i wszelkich zmianach w wypłacaniu świadczenia (chodzi o zebranie informacji o wysokości emerytury w jednym miejscu od różnych źródeł: od PPK przez IKZE aż po fundusze mundurowe).
To dobra wiadomość. A zła? Będzie to kosztować ponad 40 mln zł. Kto zapłaci? Jak zawsze – społeczeństwo.
Program będzie finansowany z oszczędności Polaków zebranych w IKE, IKZE, PPE i PPK, a oprocentowanie wyniesie 0,0035 proc. od przeciętnego wynagrodzenia – czytamy na portalu biznes.info.
To wprawdzie 2 złote rocznie, ale nawet tego rząd nie chce nam darować.