Izraelowi grozi surowa kara od UEFA za niedopełnienie wymogów bezpieczeństwa podczas meczu. W sobotę na boisku doszło do dwóch potencjalnie niebezpiecznych, jeśli chodzi o sam fakt, wydarzeń. W czasie doliczonym do gry na murawę wbiegło kilku kibiców, przypuszczalnie izraelskich, a jeden z nich podbiegł do Roberta Lewandowskiego i przytulił go. Zaraz też pojawili się ochroniarze, a spotkanie zostało na kilka minut przerwane.
Lewandowski, komentując sytuację, stwierdził, że absolutnie nie czuł się zagrożony, widział, że nadbiegający chłopak nie ma złych zamiarów.
Wiedziałem, że to kibic, który chciał wbiec na boisko, by zrobić sobie zdjęcie albo mnie po prostu dotknąć. Byłem spokojny. Od razu widać było, że biegnie w moim kierunku młody chłopak z uśmiechem na twarzy – wyjaśnia polski napastnik.
Mecz w cieniu gróźb i znikające wiadomości
Przypomnijmy, w sobotę na kilka godzin przed meczem Izrael-Polska gazeta Jerusalem Post opublikowała wiadomość o rzekomych groźbach organizacji Palestyński Islamski Dżihad – w publikacji podano, że ww. grupa planuje wypuścić rakiety w stronę Izraela podczas meczu z Polską, aby zakłócić spotkanie. Nie minęła godzina, a news został usunięty ze strony, jednak polskie media, uważnie śledzące sytuację w Izraelu tuż przed meczem polskiej reprezentacji, zdążyły go zobaczyć i rozprzestrzenić. Sprawę komentował nawet rzecznik PZPN, twierdząc, że strona polska jest zapewniana o bezpieczeństwie podczas meczu. Przez Twitter przetoczyła się fala oburzenia polskich internautów, którzy zastanawiali się, czy groźba była realna, czy specjalnie puszczono takiego fake newsa, żeby osłabić ducha polskiej reprezentacji i zmniejszyć szanse na wygraną.
Ostatecznie wszystko skończyło się dobrze. Mecz przebiegł bez komplikacji, a Polacy wygrali 2:1. Gole zdobyli Grzegorz Krychowiak i Krzysztof Piątek.