Wcześniej Europejska Federacja Dziennikarzy wezwała Tallin, aby nie wprowadzał niepotrzebnych ograniczeń w pracy dziennikarzy MIA „Rossiya Siegodnya”, którzy nie figurują na żadnej liście sankcji, mówiąc, że interpretacja sankcji UE jest w tym przypadku nieuzasadniona.
Jak przekonuje Raimand, ograniczenia, które mające zastosowanie wobec dyrektora generalnego MIA „Rossiya Siegodnya” implikują „zamrożenie mienia osób objętych sankcjami, w tym mienia osób prawnych”.
Według niego biuro poinformowało osoby, które mają umowę o pracę lub stosunek pracy z MIA „Rossiya Siegodnya”, o obowiązujących ograniczeniach wobec Dmitrija Kisielowa. Urzędnik wyjaśnił, że Biura Danych ds. Prania Pieniędzy zajmuje się nadzorem wdrażania sankcji, a „powiadomienie o sankcjach pracowników Sputnika Estonia ma związek z wykonywaniem tej funkcji”.
„Próbuję uzyskać jakieś szczegóły, jakąś jasność na temat tego, co się dzieje” – zaznaczył.
Na początku tygodnia pracownicy Sputnika Estonia otrzymali pisma od władz Departamentu Policji i Straży Granicznej Kraju zawierające pogróżki wszczęcia przeciwko nim spraw karnych w przypadku, jeśli do 1 stycznia 2020 roku nie rozwiążą stosunku pracy z MIA „Rossiya Siegodnya”. Jako uzasadnienie swoich działań wymienione zostały sankcje, wprowadzone przez Unię Europejską 17 marca 2014 roku przeciwko osobom fizycznym i prawnym w świetle wydarzeń na Ukrainie.
Służba prasowa agencji poinformowała wcześniej, że uważa działania estońskich władz za oburzającą samowolę i planuje zwrócić się do ONZ, OBWE, Rady Europy, UNESCO, ETPC, z żądaniem wydania stosownej oceny temu bezprecedensowemu przypadkowi naruszenia wolności słowa i podjęcia kroków mających na celu zapewnienie dziennikarzom prawa do realizowania ich działalności zawodowej.
Prezydent Rosji Władimir Putin podczas dużej konferencji prasowej w czwartek 19 grudnia nazwał działania estońskich władz „zadziwiającym cynizmem”. Wezwał dziennikarzy do szukania możliwości pracy w krajach, które boją się ich informacji.
Władze Estonii usiłują wyprzeć Sputnika z kraju
Estonia to jedyne państwo bałtyckie, na którego terytorium działa redakcja i biuro agencji informacyjnej i radia Sputnik. Zespół składa się z 35 osób, 33 z nich to obywatele Estonii, zatrudnieni na podstawie umów o pracę z MIA „Rossiya Siegodnya”.
Służba prasowa MIA „Rossiya Siegodnya” przekazała, że pod koniec października 2019 roku estońskie filie międzynarodowych grup bankowych zamroziły przekazy zarobionych środków, płatności z tytułu należności podatkowych i płatności za wynajem biura.
Władze krajów bałtyckich wielokrotnie ingerowały w pracę rosyjskich mediów, w tym zasobów MIA „Rossiya Siegodnya”. Jak zaznaczył MSZ Rosji, działania te wskazują na wyraźne oznaki skoordynowanej linii Wilna, Rygi i Tallina oraz wyraźnie pokazują, czego w praktyce warte są demagogiczne wypowiedzi na temat ich przywiązania do zasad demokracji i wolności słowa.
Ekspert: Polityka Estonii stanowi nadużycie władzy. Polska nie powinna się na to godzić
Prezes Stowarzyszenia Europejska Rada na rzecz Demokracji i Praw Człowieka, publicysta Janusz Niedźwiecki nazwał działania estońskich władz „bezprecedensowym aktem łamania elementarnych praw człowieka i ograniczania swobody słowa”.
Podkreślił przy tym, że art. 10 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka gwarantuje wszystkim obywatelom prawo do wolności wyrażania opinii. Prawo to obejmuje wolność posiadania poglądów oraz otrzymywania i przekazywania informacji i idei bez ingerencji władz publicznych i bez względu na granice państwowe.
O ile wiem, estońscy dziennikarze Sputnika nie złamali obowiązującego w Estonii prawa, a pisma, które otrzymali, stanowią ewidentną próbę zastraszenia, łamią prawa przysługujące im zarówno jako zwykłym ludziom, jak i osobom wykonującym zawód dziennikarza. Bez względu na nasze sympatie i antypatie w stosunkach dwustronnych, Polska nie powinna się godzić na tego typu praktyki, ponieważ nie tylko stanowią one poważne nadużycie władzy, ale też przyczyniają się do erozji wartości leżących w samym centrum tego czym jest Europa – powiedział.