Przypomnijmy, do wypadku samochodowego ówczesnej szefowej rządu Beaty Szydło doszło 10 lutego 2017 roku w Oświęcimiu. Pancerne audi A8 z 2016 roku, którym jechała Szydło, zderzyło się z fiatem seicento kierowanym przez 21-letniego Sebastiana Kościelnika, a następnie uderzyło w drzewo. Na skutek incydentu ucierpieli premier Beata Szydło oraz dwaj funkcjonariusze BOR-u. Szefowa polskiego rządu nie odniosła poważnych obrażeń. Ze szpitala w Oświęcimiu, ze względów „logistycznych i medycznych”, została jednak przetransportowana śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego do Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie.
Wspominając wydarzenia z 2017 roku na dzisiejszej konwencji Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, kierowca seicento opowiedział, że tuż po wypadku otrzymał od byłej premier list.
- Z telewizji dowiedziałem się, że pani premier napisała do mnie list. Dwie godziny później ten list naprawdę dostałem. Było w nim napisane, że wszyscy są równi wobec prawa, mają te same prawa i obowiązki. Uwierzyłem w to - powiedział Kościelniak.
Opowiedział także, że w ciągu roku tylko raz go przesłuchano.
W tym czasie odsunięto trzech prokuratorów, czwarty zaproponował ugodę, z której wynikało, że muszę przyznać się do winy. Ale ja jestem niewinny - powiedział.
Pancerna limuzyna wjechała w moje seicento z dość dużą prędkością. Wyrzuciło mnie 20 metrów dalej, byłem w szoku. Mój samochód otoczyło 11 oficerów z bronią, zabronili mi wysiadać. Chwilę później na miejscu było kilkudziesięciu policjantów, straż pożarna. Byłem przerażony - opowiadał Kościelniak. Dodał też, że został od razu przebadany na obecność alkoholu i narkotyków, ale nikt się nie zainteresował tym, jak się czuje.
Nie zderzyłem się z samochodem. Zderzyłem się z władzą - ocenił Sebastian Kościelniak.
Zniszczone dowody
W połowie ubiegłego roku pojawiły się doniesienia o zniszczeniu dowodów w sprawie wypadku z udziałem Beaty Szydło w 2017 roku. W czerwcu rzeczniczka krakowskiego sądu Beata Górszczyk potwierdziła informacje o tym, że pękła płyta z zapisem monitoringu ws. wypadku.
Biuro Ekspertyz Sądowych z Lublina zbadało uszkodzoną płytę z nagraniem z monitoringu i opinię w tej sprawie przedstawiło sądowi w Oświęcimiu. Jak informowało TVN24, z ekspertyzy wynika, że jeden z nośników został uszkodzony mechanicznie i uszkodzenie jest nieodwracalne.
– Musiał zatem dojechać do skrzyżowania 300 metrów dalej, które było objęte tym monitoringiem. Być może jest inaczej i nie mam racji, ale w moim przekonaniu bardzo prawdopodobne jest, że utraciliśmy możliwość ustalenia kierowcy tego samochodu, bezpośredniego świadka zdarzenia – tłumaczył.