Jak zaznaczył dziennikarz, tureccy żołnierze działali w szeregach organizacji terrorystycznej Hay'at Tahrir al-Sham, jednak nie poinformowali o tym Rosyjskiego Centrum Pojednania Stron Konfliktu. Właśnie z tego powodu syryjscy wojskowi zaatakowali ich, licząc na likwidację terrorystów, a nie tureckich żołnierzy.
Najtrudniejsza sytuacja panuje w rejonie Saraqib. To duży węzeł transportowy, punkt, gdzie przecinają się trasy M4 Latakia-Aleppo i M5 Damaszek-Aleppo. Toczą się tu najcięższe walki, tutaj też jest największa aktywność tureckich sił zbrojnych. I tutaj właśnie Ankara ma największe straty
– powiedział.
Jednocześnie jak zaznaczył Poddubnyj, armia Syrii „jeszcze może zadziwić”, podczas gdy „Ankara wykorzystała już praktycznie swoje atuty”. Tylko w ciągu ostatnich dwóch dni Syria zestrzeliła kilka tureckich dronów, a terroryści uważają ich fragmenty za syryjskie bezzałogowe aparaty latające.
„Nie dziwi ich (terrorystów – red.) nawet oznaczenie Sił Powietrznych Turcji na skrzydle. I są to tylko „pierwsze jaskółki”. Jeśli drony zaczną spadać masowo, a tak się najprawdopodobniej stanie, to łagodnie to mówiąc wyprowadzi to niewalczącą armię i terrorystów ze strefy komfortu” – podsumował dziennikarz.
Sytuacja w Idlibie zaostrzyła się po tym, jak 27 lutego terroryści Hay'at Tahrir al-Sham zaczęli zakrojoną na szeroką skalę ofensywę na pozycje syryjskiej armii. Wojska rządowe otworzyły w odpowiedzi ogień. Według informacji rosyjskiego MO razem z terrorystami ostrzelani zostali również tureccy żołnierze, którzy nie powinni się tam znajdować. W wyniku incydentu zginęło 36 tureckich wojskowych, ponad 30 osób zostało rannych. Strona rosyjska podjęła działania w ramach całkowitego zawieszenia broni ze strony syryjskiej i zapewniła ewakuację ciał i rannych na terytorium Turcji.