– W ubiegłym tygodniu bułgarski minister obrony Krasimir Karakaczanow skrytykował UE za to, że zapomniała o europejskiej solidarności w obliczu rozprzestrzeniania się koronawirusa. Karakachanow wyraził opinię, że tylko państwo może sobie pomóc w dzisiejszej sytuacji. Jakby Pan skomentował to stanowisko?

– Globalne kryzysy, szczególnie pandemie, pokazują ludziom niektóre elementarne prawdy, o których bardzo szybko zapomina się po pewnym okresie dobrobytu i liberalnej demokracji: a mianowicie o znaczeniu i stabilności narodów jako odrębnych jednostek, (znaczeniu – red.) państw narodowych, suwerennych rządów i granic. Są to „wynalazki” ludzkiej historii, które pomagają „wielkiej rodzinie”, czyli narodowi, chronić się w sposób, który uważa za najbardziej odpowiedni. Każdy naród powinien zarówno nauczyć się współpracować z resztą, jak i być jednak przygotowanym na poradzenie sobie w obliczu poważnego kryzysu - takiego jak obecnie.
– Włochom w walce z epidemią pomagają Chiny, Kuba. Z Rosji przyleciało tam piętnaście samolotów ze specjalistycznym sprzętem i środkami medycznymi. Unia Europejska pomaga Rzymowi finansowo, ale – jak pisze polski portal Onet – „działania Rosji, przy równoczesnym blokowaniu transportów przez Niemcy i Czechy oraz braku pomocy ze strony np. USA, które mają we Włoszech szereg baz wojskowych, w tym ogromną bazę lotniczą w Aviano, są potężnym ciosem w wiarygodność struktur zachodnich, w tym UE i NATO”. Oczywiste jest, że UE ma zasadniczo niewielkie kompetencje w sferze opieki zdrowotnej, ale czy nie ma Pan wrażenia, że solidarności europejskiej – lub szerzej euroatlantyckiej – wyrządzono pewne szkody?
– Epidemia koronawirusa uderzyła w zasady globalizacji gospodarczej, której jednym z przejawów jest chęć zjednoczenia się wokół euro. Krytykował Pan możliwość przejścia na euro przed wydarzeniami związanymi z wirusem. Czy po wygaśnięciu epidemii kwestia wprowadzenia euro będzie nadal aktualna?
– W 2019 roku przed wyborami do Parlamentu Europejskiego poruszył Pan temat walki z kryzysem demograficznym. Bułgarscy eksperci ostrzegli, że kraj zamienia się w swego rodzaju pustynię demograficzną z powodu ujemnego naturalnego przyrostu naturalnego, a także wysokiego poziomu emigracji, gdy ludność zdolna do pracy wyjeżdża z kraju.
Jednak ta tendencja nie jest charakterystyczna tylko dla Bułgarii. Wyjeżdżają z Serbii, Włoch i Polski. Czy Pana zdaniem po pokonaniu koronawirusa UE powróci do tego, czym zawsze była, to znaczy do wspólnoty, w której jedną z głównych zasad jest swoboda przemieszczania się?
– Europa z pewnością ponownie otworzy swoje granice wewnętrzne po epidemii wirusa; nie może istnieć, nawet czysto ekonomicznie, bez swobodnego lub przynajmniej uproszczonego prawa do przemieszczania się. Nie oznacza to jednak, że wszystko będzie jak dawniej. Moim zdaniem w Europejczykach budzi się zakorzeniony instynkt samozachowawczy. Instynkt ten może odegrać pewną rolę w szeregu decyzji dotyczących przemieszczania się ludzi. Mam przede wszystkim nadzieję, że w tej sprawie szala przeważy na korzyść poważnego ograniczenia legalnej migracji z Afryki i Bliskiego Wschodu.