Choroba, znana jako zespół porażenia lory spowodowała, że ptaki zamarły bez ruchu na ulicach australijskiego miasta Brisbane.
Choroba rozprzestrzenia się w podobny sposób jak koronawirus: poprzez bliski kontakt, ujawnił w rozmowie z „Daily Mail” ekspert Darryl Jones z Griffith University w Australii.
„Jest bardzo podobny do samego koronawirusa, jest zupełnie nowy i niewiele o nim wiemy i wydaje się, że się roznosi, gdy ptaki gromadzą się w dużych grupach” - powiedział.
Syndrom ten powoli rozprzestrzenia się w ciele ptaka, dociera do płuc i powoduje problemy z oddychaniem do tego stopnia, że aż się duszą, opisał naukowiec. Dodał, że niepokojące objawy najpierw obejmują nogi, więc kiedy ptaki próbują siedzieć na gałęzi, nie mogą się utrzymać, a następnie po prostu spadają na ziemię i po godzinie umierają.
Według Jonesa to australijskie Brisbane jest obecnie epicentrum nowej choroby, która została odkryta zaledwie trzy lata temu. Przypadki zgłoszono także w Melbourne, Sydney i Rockhampton.
Chociaż przeprowadzono niewiele badań, żeby wyjaśnić, dlaczego ptaki umierają, raporty weterynaryjne zauważyły, że niektóre rośliny mutują w określonych warunkach pogodowych.
Weterynarze przypisali to poszukiwaniu przez ptaki nowego pożywienia i, co dziwne, wydaje się, że afrykańskie drzewo tulipanowe może być jedną z odpowiedzialnych za to roślin, powiedział Jones.
Zalecił także, aby w przyszłości nie karmić lor, ponieważ zwiększyłoby to rozprzestrzenianie się choroby poprzez zbieranie się ptaków w dużych grupach. „Istnieje wiele naturalnych produktów spożywczych, więc lory nie potrzebują naszego jedzenia” - podsumował.
Zagadkowy przypadek sikorek z Niemiec
Wcześniej podobne zjawisko miało miejsce w Niemczech. U zachodniego sąsiada Polski padło ponad 26 tys. sikorek. Ptaki wykazywały objawy nieznanej dotąd choroby, symptomy nie pasowały do typowych ptasich chorób. Apatia, nastroszone pióra, brak apetytu, duszności i palące pragnienie, brak reakcji na człowieka.
Suttonella ornithocola była powodem masowej śmierci sikorek w Anglii i Walii w 1996 roku. Do Niemiec, a konkretnie do Nadrenii Północnej-Westfalii, trafiła w 2018 roku i informowano, że nie zagraża ludziom i zwierzętom domowym.
Nie wiadomo jednak, w jaki sposób się przenosi, jaka jest jej żywotność i czy atakuje tylko sikorki.