Kwiecień był najcięższym miesiącem w historii przemysłu naftowego. Zapotrzebowanie na czarne złoto spadło z powodu gwałtownego zmniejszenia się aktywności gospodarczej we wszystkich krajach rozwiniętych na tle pandemii koronawirusa i masowej izolacji. W maju sektor zmierzy się jednak z jeszcze jednym problemem.
Ropy nie ma gdzie przechowywać. W ubiegłym tygodniu Korea Południowa poinformowała, że jej magazyny surowca są przepełnione. Taka sama sytuacja panuje w zbiornikach, rozmieszczonych u wybrzeży Singapuru.
W Indiach rafinerie wykorzystały już 95% powierzchni magazynowych. Do tego samego wyniku szybkim tempem zbliża się Europa: dostawy ropy do Niemiec, Francji, Włoch, Hiszpanii i Wielkiej Brytanii przewyższają zapotrzebowanie o 50 mln baryłek tygodniowo Amerykański hub naftowy w Cushing powiadomił, że jego zbiorniki są zajęte w 81%.
W Oilx, firmie, zajmującej się analizą danych satelitarnych, nastroje są jednak bardziej optymistyczne: zdaniem jej specjalistów, zbiorników wystarczy jeszcze na jakieś pięć-sześć tygodni. „Wszystkie zostaną wykorzystane dopiero na początku czerwca” – zapewnia analityk Oilx Florian Thaler.
Jako platformy pływające do magazynowania ropy wykorzystywane są tankowce. Według ocen saudyjskiej państwowej firmy naftowej Saudi Aramco, właśnie tę funkcję pełni teraz co dziesiąty supertankowiec klasy VLCC, którzy może zmieścić na pokładzie do dwóch milionów baryłek.
Tylko na wodach Singapuru dryfuje 160 takich jednostek, u wybrzeży Kalifornii ponad 40, u wybrzeży Europy Północno-Zachodniej – 30. Łącznie w celu magazynowania ropy wykorzystuje się 350 supertankowców na całym świecie. „Możliwości pływających zbiorników również się kończą” – ostrzega główny analityk portalu markets.com Neil Wilson. „I nie widać światełka w tunelu” – podkreśla.
Perspektywa jest jedna – wstrzymanie produkcji ropy. Tam, gdzie jest to możliwe, trzeba będzie albo dopłacać konsumentom, żeby zabrali ropę, albo ją po prostu palić.
Czy po OPEC+ istnieje życie
Zgodnie z szacunkami Goldman Sachs, w połowie maja zapotrzebowanie spadnie o 18 mln baryłek, tak więc cały czas będzie utrzymywać się nierównowaga rynkowa. I są to tak w ogóle najbardziej optymistyczne prognozy. Firma analityczna Rystad Energy przewiduje spadek popytu o 20 milionów, a trader naftowy Trafugura o 35 mln.
Sytuacja zacznie poprawiać się dopiero w drugiej połowie roku. „W maju zapotrzebowanie osiągnie dno, a podaż spadnie, ponieważ amerykańskie wiertnie przestają pracować – powiedział główny analityk firmy Avatrade Naeem Aslam. Pod koniec kwietnia liczba funkcjonujących wież wiertniczych w Stanach Zjednoczonych osiągnęła minimum od czterech lat po redukcji o 40%. Powinno to pozytywnie wpłynąć na rynek” – zaznaczył.
Zdaniem ekspertów największego banku szwajcarskiego UBS, latem ceny ropy ustabilizują się, a w czwartym kwartale notowania marki Brent osiągną ponad 40 dolarów.
Powstanie nawet deficyt, ponieważ ograniczenia w związku z koronawirusem w krajach rozwiniętych zostaną zniesione, a zapotrzebowanie na paliwo gwałtownie wzrośnie – uważa dyrektor ds. inwestycji UBS Mark Haefele.
Rosja się trzyma
Co więcej istnieje realna szansa na prześcignięcie Saudyjczyków już w maju: dalekowschodni port Kozmino, dokąd ropa trafia rurociągiem Syberia Wschodnia-Ocean Spokojny (ros. WSTO, ang. ESPO) zamierza eksportować 3,2 mln ton – o 200 tys. więcej, niż w kwietniu. I przede wszystkim właśnie do Chin.
„Gospodarka się odbudowuje, rafinerie otwierają i mogą znów przerabiać zagraniczny surowiec” – mówi dyrektor ds. badań i prognoz związanych z ropą w Azji w Refinitiv.
Według danych Refinitiv, w marcu Chiny kupiły 44,9 mln ton ropy (w marcu – 39,8), a w kwietniu i maju wskaźniki powinny być jeszcze większe.
Sytuacja w Europie jest trudniejsza z powodu jawnego dumpingu Arabii Saudyjskiej. Rijad zaproponował Europejczykom swoją ropę w cenie o 10,25 dolara niższą od notowań Brent.
Kryzys nadprodukcji najbardziej uderzył jednak w lekką ropę, ponieważ na tle pandemii światowe zapotrzebowanie spadło zwłaszcza na produkowaną z niej benzynę i paliwo lotnicze.
Ciężkie odmiany, jak rosyjska ropa Urals, są bardziej popularne, ponieważ produkuje się z nich więcej diesla, na jaki jest obecnie większe zapotrzebowanie w porównaniu do benzyny. Nawet Polska, która oświadczyła niedawno, że w kwietniu i maju nie będzie kupować rosyjskiego surowca, nie była w stanie obejść się bez Urals. Jak poinformował w ubiegłym tygodniu portal nawigacyjny Marinetraffic, 30 kwietnia tankowiec Rivera dostarczył ponad 100 tys. ton ropy z Ust-Ługi do Gdańska.
Rubel pójdzie za ropą
Po marcowym załamaniu rynku ropy rosyjska waluta od razu reaguje na wahania notowań. Ponieważ w maju koniunktura będzie w dalszym ciągu trudna, większość ekspertów prognozuje kurs w wysokości około 75 rubli za 1 dolar.
Pozytywny wpływ może mieć dalsze łagodzenie polityki pieniężno-kredytowej Banku Centralnego Rosji i obniżenie stawki kluczowej do 4,5% w maju.
Będzie to pozytywny bodziec, stymulujący utrzymanie zainteresowania nierezydentów rosyjskimi instrumentami finansowymi, zwłaszcza obligacjami pożyczek federalnych (OFZ), co wesprze z kolei rubla, którego kurs w średniofalowej perspektywie utrzyma się na poziomie 70-71 za dolar – podkreślił analityk firmy „Finam” Siergiej Drozdow.
Zachodni analitycy widzą jednocześnie duże ryzyko, związane ze zniesieniem ograniczeń na tle koronawirusa w wielu krajach. „Druga połowa maja – to ważna granica dla rubla – ostrzega Nordea Bank. Jeśli dojdzie do nowego wzrostu zachorowań, apetyt na rosyjskie obligacje pożyczek federalnych na rynkach może minąć”. Inwestorzy znów zaczną wyprzedawać rosyjskie aktywa i dolar wróci do przedziału 75-80 rubli.