Dwóch Panów arcydemokratów
Cała Polska wyczekiwała decyzji i ich konsekwencji. Pojawiały się coraz większe absurdy, a to z wyciekiem kart wyborczych, a to z kandydatką, która startuje, choć namawia do bojkotu głosowania. Gdy Szymon Hołownia z ledwo skrywaną radością ogłaszał wyniki zamówionych przez samego siebie sondaży, które (cóż za niespodzianka!) dawały mu wejście do drugiej tury – dwóch siwych Panów już wiedziało, że wybory się nie odbędą. Co więcej, wygląda na to, że ci jegomoście są w stanie zastąpić całe państwo i (jak z tego wynika) niepotrzebne procedury.
To jest oczywiście polityka i nie można mieć co do niej złudzeń, ale dla wielu niezorientowanych do tej pory obywateli może to być pewien dysonans poznawczy. Ponad 30 lat słuchają oni bowiem o demokracji, praworządności itp. frazesach, a tu wszystko rozstrzygnęło się w gabinecie, bez nawet werbalnego zabezpieczenia się, że „zobaczymy co postanowi sąd”. Jak wiadomo, władza deprawuje i te 5 lat rządzenia chyba nieco stępiło hamulce u liderów PiS oraz Porozumienia.
Panowie, podliczmy koszty
To jednak nie koniec wyliczeń jeśli chodzi o koszta całej imprezy. Co będzie z rzekomo wydrukowanymi 30 milionami kart wyborczych? Co ze zleceniem, które otrzymała Poczta Polska? Ile nas będą kosztowały te polityczne handle, o których dużo się w ostatnich tygodniach mówiło? Ile stanowisk dostali ludzie Gowina? Czy ktoś jest w stanie to wszystko podliczyć?
I rzecz ostatnia, ale niebagatelna. Jak Polska wygląda teraz na zewnątrz? Najpierw było upieranie się w stylu „ja nie dam rady? potrzymaj mi piwo!”, minister Sasin szarogęsił się, że wszystko będzie zapięte na ostatni guzik. Były oświadczenia różnych instytucji i było ich ostentacyjne ignorowanie przez ośrodki rządowe, które jak zwykle w takich sytuacjach uruchamiają tę pseudopatriotyczną piosenkę o tym, że „nikt nam tu w obcych językach nie będzie” (chyba, że mowa o Stanach Zjednoczonych). Wreszcie jest kompromitacja polegająca na obnażeniu bezsensu istnienia wszystkich istotnych struktur państwa, które są bezsilne w obliczu zawarcia politycznego dealu. Tekst o „niezgodności z konstytucją” w Polsce już i tak nic nie znaczy, bo od 5 lat pada w debacie publicznej średnio raz na tydzień, ale na forum międzynarodowym takie cyrki Polsce na pewno nie pomagają.
Porządek panuje w Warszawie… Prawie...
Jarosław Kaczyński jest jednak zbyt doświadczony by nie umieć wyjść z tego z twarzą. Po pierwsze musiał sobie zdawać sprawę, że gra idzie nie tylko o to jedno głosowanie, ale też o dalsze trwanie rządu Zjednoczonej Prawicy. Scenariusz, w którym władzę przejmuję koalicja PO-PSL-Lewica-Porozumienie, np. z Gowinem jako premierem, to utrata stanowisk i bezpieczeństwa przed odpowiedzialnością (tak karną jak i polityczną) za ostatnie 5 lat rządów. Lider PiS postarał się więc by rządzącą formację utrzymać u władzy, ale by jednocześnie nie stworzyć wrażenia rezygnacji z własnych planów. Przełożenie wyborów to czyn, który może nawet pokazać go jako odpowiedzialnego męża stanu, który decyduje się na taki zabieg, by nie narażać Polaków na ryzyko utraty zdrowia.
W podobnym położeniu był Jarosław Gowin, który żeby wyjść z resztkami twarzy, musiał przecież coś osiągnąć i tutaj kluczowym jego sukcesem jest fakt, iż faktycznie wybory się 10 maja nie odbędą, co pokazuje go jako polityka skutecznego, ale rzecz kolejna to utrzymanie się aktywu Porozumienia przy władzy tj. na dobrze płatnych państwowych posadach. Bez tego – można domniemywać – jego formacja bardzo szybko by się rozpadła lub w najlepszym przypadku roztopiła w konkurencji. Jest jednak coś co powoduje, że te polityczne szachy mogą się okazać porażką obu Panów Jarosławów – tym czymś jest duszący Polaków coraz bardziej kryzys, który utożsamiany jest zawsze z aktualną władzą. I pytanie czy wybory za dwa miesiące aby nie obniżą notowań urzędującego Prezydenta RP...