Istnieje wielka pokusa, aby wyjaśnić to, co się stało, złą intencją. Ta wersja wydaje się tym bardziej przekonująca w świetle trwających na Zachodzie prób przeredagowania historii, wykreślając z niej i z pamięci ludzi rolę ZSRR w zwycięstwie nad nazizmem.
Wydaje się jednak, że w tym przypadku poszukiwanie zakulisowych gier politycznych jest zbędne. Samo wyjaśnienie blokowania słynnego zdjęcia Jewgienija Chaldeja naruszeniem „norm społeczności dotyczących niebezpiecznych ludzi i organizacji” wskazuje na absurdalność sytuacji. Kolejne wymówki tylko potwierdziły, że sieć społecznościowa nie miała zamiaru pogrążyć się w skandalu.
Przypisywanie wszystkiego czystemu przypadkowi również byłoby niewłaściwe: tym razem nie była to kwestia antyrosyjskiej polityki Facebooka, lecz pułapka, w którą światowe sieci społecznościowe zapędziły się same.
Cenzura z natury
Złoty wiek sieci społecznościowych jako przestrzeni swobodnej wypowiedzi i komunikacji okazał się krótki. Ograniczenia i kontrola treści rosły tam z szybkością złośliwego nowotworu, przekształcając się teraz w pełnoprawną surową cenzurę, obejmującą absolutnie wszystkie obszary i kierunki.
Poskarżę się na ciebie!
Empirycznie od dawna wiadomo, że masowe skargi są najważniejszą częścią algorytmu automatycznej kontroli treści w sieciach społecznościowych.
Więc jeśli zostałeś ukarany za post, który był absolutnie niewinny pod każdym względem, najprawdopodobniej stałeś się obiektem ataku ze strony nieprzyjaciół. Facebook w takich przypadkach najpierw automatycznie podejmuje działania, a dopiero potem - jeśli ktoś się tym zajmie, a specjalista bezstronnie zbada sytuację - rozpatrzy sprawę.
Prawdopodobnie coś podobnego stało się z kultowym zdjęciem Sztandaru Zwycięstwa nad Reichstagiem: jacyś antyrosyjscy aktywiści zorganizowali zbiorowy atak w formie skarg na kilka postów z tym obrazem, w wyniku czego wpadł on w algorytm maszynowego sterowania i podobne publikacje zaczęły być automatycznie usuwane. Jednak tym razem temat okazał się na tyle palący i społecznie istotny, że Facebook musiał pilnie wytłumaczyć się obrażonej ludzkości.
I to nie jest jedyny taki przypadek.
Coś poszło nie tak
Gdy Facebook i Google dopiero co podbijały świat, popularne były przekonania, że sieci społecznościowe obejmą ludzkość ścisłą, ponadnarodową kontrolą. Okazało się jednak, że kraje mają wystarczające możliwości, aby zmusić korporacje IT do spełnienia swoich wymagań. Potem stało się jasne, że firmy zostały zmuszone do wygięcia się pod zorganizowaną lub po prostu dość głośną „kolektywną opinią”.
Mark Zuckerberg nie nadąża z odpieraniem wszelkiego rodzaju, a nawet bezpośrednio przeciwstawnych oskarżeń, w tym o pracę dla Kremla, CIA i Chin, poparcie dla Trumpa i jego przeciwników, mizoginię i dyskryminację białych mężczyzn, świętoszkowatość i zepsucie, teraz to - o rozpętanie koronawirusowej paniki, a jednocześnie dysydenctwo wobec COVID.
Ale wszystkie te skandale z błędnie usuniętymi postami ujawniły inną stronę problemu, ponieważ okazało się, że nawet poszczególni zwykli użytkownicy mają realną możliwość manipulowania gigantycznymi firmami w swoich interesach, zapewniając w ten sposób kłopoty publiczne. Co w rzeczywistości oznacza całkowicie dziki poziom ich niekompetencji i nieefektywności w tej kwestii.
Przez jakieś półtora dziesięciolecia sieci społecznościowe przeszły od całkowitej wolności do sztywnego systemu autorytarnego, a teraz znalazły się na etapie, w którym rozbudowana struktura powszechnej kontroli jest gotowa spaść na głowę swoich twórców.