Do „tajemniczych faktur” dotarł Szymon Jadczak, dziennikarz portalu tvn24.pl. Okazuje się, że cztery firmy wystawiły Poczcie słony rachunek: prawie 70 mln zł. Prawie 5 mln z tego wydano na worki, w których miały być przewożone głosy. „To są absurdalne zakupy. Poczta odchodzi od używania worków już od paru lat. Zamiast nich używa się plastikowych kaset, do których pakowane są przesyłki. Nie mam pojęcia, po co nam tyle worków? Może jak trzeba będzie karty wyborcze oddawać na przemiał, to w coś się je zapakuje?” – to komentarz Piotra Moniuszki, szefa Wolnego Związku Zawodowego Pracowników Poczty.
Faktury na karty, koperty i worki
W sumie Poczcie rachunki wystawiły cztery firmy, z którymi podjęto współpracę:
- EDC Expert Direct Communication Sp. z o.o. z Piotrkowa Trybunalskiego (umowa z 18 kwietnia na 30 307 200 złotych brutto). Firma otrzymała już 7 mln zł przedpłaty.
- Prografix z Dębicy. (też umowa z 18 kwietnia na 31 094 000 brutto), otrzymano już 12 mln.
- Caro Piotr Krajewski z Szumowa (2 354 220 brutto, umowa z 23 kwietnia), później 4 maja od tej firmy zamawiano również… maseczki ochronne w ilości 1 tys. sztuk za 52 890 zł.
- Maskpol (Polska Grupa Zbrojeniowa) – umowa na 5 141 400 brutto, opłacona w całości (to koszt worków).
Interesujący może być zwłaszcza jeden aspekt drukowania kart:
W momencie zawierania umów przez Pocztę nie obowiązywała ustawa o przeprowadzaniu wyborów korespondencyjnych – twierdzi Piotr Moniuszko w rozmowie z TVN24.
Zwłoka winą Senatu?
3 kwietnia do dymisji podał się ówczesny prezes poczty Przemysław Sypniewski. Media informowały, że zdaniem rządu nie byłby w stanie on poradzić sobie z wyborami korespondencyjnymi. Zastąpił go wiceminister obrony narodowej Tomasz Zdzikot. Dokładnie 6 kwietnia w Sejmie pojawił się projekt ustawy „o szczególnych zasadach przeprowadzania wyborów powszechnych na Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej zarządzonych w 2020 r.”.
Według tych zapisów to właśnie Poczta miała wydrukować i dostarczyć wyborcze pakiety. Ustawa ta zaczęła jednak obowiązywać dopiero 8 maja, 2 dni przed planowanymi wyborami. Przepisowy miesiąc bowiem pracował nad nią Senat, w którym większość ma opozycja.
Jacek Sasin umywa ręce
Minister Jacek Sasin powiedział, że w kwestii wydatków, jakie poniosło państwo na przygotowanie wyborów, „nie ma wiedzy”.
Ja w tym procesie akurat nie uczestniczyłem. Pan Premier, zlecając PWPW druk kart, kierował się głęboką odpowiedzialnością za państwo. Była wyznaczona data wyborów i państwo musiało się do niej przygotować – oświadczył Jacek Sasin, pytany przez dziennikarzy, czy to na nim osobiście spoczywa odpowiedzialność za wydruk kart, które ostatecznie nie zostały wykorzystane.
Według Jacka Sasina odpowiedzialny jest tutaj „cały rząd, rada Ministrów podjęła uchwałę, w której stwierdziła, że te działania są działaniami absolutnie prawidłowymi, podjętymi na mocy ustawy przyjętej niemal w konsensusie przez cały parlament”.
Według Jacka Sasina Senat jest co najmniej współwinny przełożenia wyborów: „W sytuacji obstrukcji ze strony Senatu i obowiązującej decyzji Marszałek Sejmu wyznaczającej datę wyborów nie było innej możliwości” – mówił dla „Do Rzeczy”.
Przez kilka tygodni opinia publiczna nie miała na ten temat żadnych informacji. Teraz okazuje się, że wydrukowane pakiety leżały w jednym z magazynów Poczty Polskiej. Dziś jednak są nieaktualne.
Na dzień dzisiejszy wiemy, że wciąż w rękach Senatu jest ustawa o specjalnych zasadach wyborów na prezydenta, które w tym roku z powodu pandemii zostały przesunięte. Zgodnie z Konstytucją kadencja Andrzeja Dudy skończy się 5 sierpnia. Wszystko powinno zacząć się od uchwały PKW, a tej jeszcze nie ma.
Wsłuchujemy się w Senacie w głosy samorządowców, pocztowców i wielu mówi, że termin 28 czerwca to napięta data pod kątem przygotowań i może lepsza byłaby data 5 lipca, czy 12 lipca. Tego do końca nie wiemy, trzy połączone komisie będą jeszcze kontynuować obrady, tyle pojawiło się drobnych, szczegółowych detali – powiedział Marszałek Senatu Tomasz Grodzki.