O tym, co czuł, maszerując, kogo uważał za symbol prawdziwego generała i jak przed defiladą omal nie popsuły się specjalnie uszyte dla niego buty z ostrogami, w wywiadzie dla Sputnika opowiedziała jego córka Natalia Koniewa:
Na kadrach kroniki filmowej pokazano, jak ojciec na czele połączonego pułku 1 Frontu Ukraińskiego maszeruje na Placu Czerwonym i widać, jak kroczy człowiek, który czuje ogromną radość. I rzeczywiście tak było. Tata wspominał, że smak Zwycięstwa, tę radość, poczuł właśnie 24 czerwca 1945 roku, nie wcześniej.
„Trzeba powiedzieć, że połączony pułk 1 Frontu Ukraińskiego w czasie prób, które odbywały się pod Dreznem, ćwiczył bardzo intensywnie i skrupulatnie. Bezpośrednio przygotowaniami do defilady kierował wyznaczony przez ojca generał major, pułkownik Gleb Bakłanow (…) W ogóle tata był bardzo energicznym, dążącym do celu człowiekiem. Tacy sami byli jego żołnierze. Trzymam w domu pocztówkę, adresowaną do taty po wojnie przez czołgistów 7. Gwardyjskiego Korpusu Zmechanizowanego 1 Frontu Ukraińskiego. Znalazły się tam po prostu fantastyczne słowa. „Choć wszyscy jesteśmy już emerytami, to nie utraciliśmy wprawy w boju i tego braterstwa broni, które wyróżniały spośród wszystkich frontów nasz znamienity i najszybszy 1 Front Ukraiński. Nie bez powodu wrogowie nazywali Was marszałkiem „Naprzód” - cytuje treść pocztówki córka Koniewa.
- Wiadomo, że 1. Ukraiński Front przywiózł do Moskwy najwięcej sztandarów jednostek hitlerowskich, które w czasie Defilady Zwycięstwa rzucono u podnóża mauzoleum. Czy marszałek Koniew brał osobisty udział w selekcji tych trofeów?
- Oczywiście. Chwała Bogu są kadry z kroniki, które pokazują nam, jak to było. Ojciec przyglądał się tym sztandarom z dużą uwagą (…), wiele razy mówił mi, jak ważna jest pamięć o zwycięstwie nad najsilniejszą armią świata.
- Niejedna historia mówi o tym, jak przy formowaniu połączonego pułku tego czy innego frontu na mocy decyzji dowódców frontów do uczestnictwa w Defiladzie Zwycięstwa dopuszczano tych, którzy nie spełniali formalnych wymogów na przykład wzrostu, ale bohatersko walczyli na polach bitew i w wymiarze ludzkim, bez wątpienia zasługiwali na to, by przemaszerować po Placu Czerwonym. A czy miało miejsce coś podobnego w 1 Froncie Ukraińskim?
- Tak. Generał Dawid Dragunski – dowódca 55. Gwardyjskiej Brygady Pancernej, dwukrotny Bohater Związku Radzieckiego, uczestnik bitwy o Berlin, był niewielkiego wzrostu. Bardzo przeżywał, czy zostanie dopuszczony do udziału w Defiladzie (…) Czekali na werdykt Koniewa.
On przyjechał, kandydatów ustawiono w szeregu, jego podprowadzono do tego niewysokiego mężczyzny i mówią - „oto generał Dragunski, dzielnie walczył, ale nie spełnia kryterium wzrostu”. A wówczas ojciec zażartował: „Kiedy wkraczał do Berlina, to przecież nie mierzyliśmy mu wzrostu!”.
A wracając do Defilady, za ojcem maszerował cały szereg jego znamienitych dowódców, którzy przemierzyli całą Rosję, potem wyzwalali ogromne terytorium Ukrainy – od Charkowa do Lwowa, a potem i Polskę, szturmowali Berlin, wyzwalali Pragę, gdzie zakończyli swą drogę bojową. A na prawoskrzydłowego tata wyznaczył Aleksandra Łuczinskiego – wysokiego, postawnego dowódcę 28. armii. Jak mówił ojciec, kiedy po raz pierwszy zobaczył Łuczinskiego, to zrozumiał, że stoi przed nim symbol prawdziwego generała. A sztandar 1 Frontu Ukraińskiego niósł legendarny lotnik, as myśliwski, trzykrotny Bohater Związku Radzieckiego Aleksandr Pokryszkin. Z niego tata także był bardzo dumny.
- Na tę defiladę marszałkom i generałom uszyto specjalne mundury. Jakie pozostały Pani wspomnienia z tych szczegółów defilady?
- To był przepiękny mundur, niemożliwie piękny, z sukna koloru fali morskiej, które nazywało się „castor”, co w tłumaczeniu z francuskiego oznacza „bóbr” - równie trwała i błyszcząca jest ta tkanina.
I w przeddzień próby Defilady Zwycięstwa postanowili przejechać się za Moskwę, żeby posłuchać śpiewu słowików. Właśnie buty ojca miały pomóc bratu skraść serce dziewczyny. I on zabrał je bez pytania.
Ale kiedy wrócił do domu, buty nie wyglądały już tak uroczyście. Ojciec się strasznie zirytował, miała miejsce poważna rozmowa, buty doprowadzono do porządku. Teraz przechowuję je jako naszą rodzinną relikwię.