— Jacek Czaputowicz powiedział, że to akt dezinformacji ze strony Rosji. Otóż chcę powiedzieć, że w naszym pranku jest dużo więcej prawdy aniżeli w słowach ministra. Dezinformacja to szerzenie fejków, informacji, które są niezgodne z rzeczywistością. W tym nagraniu nie padł ani jeden fejk, wręcz przeciwnie, przywołaliśmy słowa prezydenta Polski, jego punkt widzenia odnośnie ukraińskich granic i terytoriów. Nic nie zmontowaliśmy, nie było żadnego dementi ze strony polskiego prezydenta, jeśli chodzi o autentyczność nagrania.
Uważamy ten prank za dość pozytywny i przyjazny. Co więcej, bardzo wielu Polaków do nas napisało, mówiąc, że należymy teraz do najbardziej popularnych Rosjan w ich kraju.
Dodam jeszcze, że uważam oświadczenie szefa polskiej dyplomacji za niejawną walkę wewnątrz kraju. Nie należy zwalać winy na trzecią stronę, kiedy wszystkie błędy znajdują się pod nosem.
— Tak, pisali do nas za pośrednictwem sieci społecznościowych, wyrażając ogromną wdzięczność. Nagranie, które opublikowaliśmy na samym tylko YouTubie zebrało ponad 2 mln wyświetleń. I to tylko na YouTubie, a jest przecież jeszcze telewizja, radio, gazety itd. I Polacy bardzo pozytywne komentarze zostawiają, żadnego negatywu. Mówi to o tym, że nie znieważyliśmy państwa polskiego i narodu polskiego.
No i jeszcze raz pragnę podkreślić, że w żaden sposób nie jesteśmy związani z rosyjskimi strukturami państwowymi. Działaliśmy jako osoby prywatne w ramach wykonywanej przez nas działalności.
— A jak skomentowałby Pan słowa Jacka Czaputowicza, który uznał między innymi, że „odpowiedzi prezydenta były właściwe i nie naraziło to Polski na jakiekolwiek nieporozumienia z żadnym państwem”.
— Tym bardziej nie rozumiem, na czym polega akt dezinformacji. Jeśli chcielibyśmy dezinformować polskie społeczeństwo, to z pewnością zmontowalibyśmy to nagranie całkiem inaczej i wyszłoby, że Polska chce zabrać Galicję. A to, jakie padły odpowiedzi – właściwe czy niewłaściwe – to już każdy Polak musi we własnym zakresie zadecydować.
— Czy naprawdę nie miał miejsca żaden montaż?
— Absolutnie żadnego montażu nie było. A teraz strona polska usiłuje przeprowadzić jakieś własne śledztwo. Ale my złożyliśmy już oświadczenie dla prasy: niech w pierwszej kolejności zwracają się do nas. Dlatego że my jesteśmy gotowi udzielić wszelkiej informacji, ale tak żeby inni ludzie nie zostali poszkodowani.
— Tym niemniej na skutki nie trzeba było długo czekać. Jak przekazało MSZ, wobec dwóch pracowników Stałego Przedstawicielstwa RP przy ONZ w Nowym Jorku wyciągnięto konsekwencje służbowe. Zostali oni odwołani z placówki ze skutkiem natychmiastowym.
— Mogę tylko powiedzieć, że ci ludzie nie ponoszą winy. Bezładu i błędów dopuszczają się ci, z czyich ust padają teraz głośne oświadczenia.