58% odpowiedziało na pytanie twierdząco, 32% – przecząco, pozostali nie mogli się określić. Wczoraj rano rząd ogłosił, że nie będzie podawać się do dymisji i zakończy swoją kadencję, która wygasa wiosną 2021 roku.
W ubiegłym tygodniu w Bułgarii rozpoczęły się protesty antyrządowe: za powód posłużyły rewizje w administracji prezydenta i areszt dwóch jego doradców, a także incydent z udziałem Achmeda Dogana, założyciela i honorowego członka Ruchu na rzecz Praw i Wolności – partii reprezentującej interesy tureckiej mniejszości w Bułgarii.
O sytuacji w kraju w rozmowie ze Sputnikiem opowiedział Nikołaj Radułow, były wiceminister spraw wewnętrznych Bułgarii, ekspert ds. bezpieczeństwa narodowego.
— Już od tygodnia wszystkie media donoszą o protestach w Bułgarii, ale z powodu dużej liczby osób zaangażowanych w proces bardzo trudno zrozumieć, co się właściwie dzieje. Jak wyjaśniłby Pan osobie niezorientowanej w sprawach Bułgarii: kto z kim i przeciw komu?
Żądania ludzi są proste: „Mafia, ręce precz od władzy!”.
— Protesty poprzedzały zakulisowe kłótnie między kierownictwem kraju – premierem i prezydentem. Staliśmy się świadkami jakichś niewiarygodnych rzeczy: zdjęć ukazujących śpiącego Bojko Borisowa i dużych sum pieniędzy leżących u niego w szufladzie, oświadczeń, że jest szpiegowany z pomocą drona itd. Jak to rozumieć? W czym tkwi przyczyna konfrontacji prezydenta i premiera?
— Już od wielu lat w przestrzeni publicznej pojawiają się wiarygodne informacje o niecnych metodach, za pomocą których Borisow kieruje państwem, ale on nawet się tym nie przejmuje. Pojawienie się prezydenta Radewa – generała, który cieszy się poważaniem ogromnej części ludności Bułgarii od samego początku jego prezydentury, niesamowicie go drażni. Borisow powierza więc mediom, które kontrolują ludzie z jego otoczenia, by były przeciwko Prezydentowi, a z rozmów, które wyciekły i zostały prawdopodobnie zdobyte za pomocą specjalnych działań wywiadowczych, wynika jasno, że zlecał im ukazywanie Radewa jako śmiesznego i bezradnego przy każdej nadarzającej się okazji.
— Czy dymisja rządu jest możliwa?
Dymisja i nowe wybory to jedyny możliwy wariant.
Ludzie na bułgarskich placach są gotowi protestować dopóty, dopóki nie uda się czegoś osiągnąć.
Nie ma znaczenia, jakie partie i jacy partyjni przywódcy żądają dymisji rządu. Żąda tego naród Bułgarii.
— Bułgarska Rada Atlantycka w ostatnim czasie jest bardzo aktywna. Z jej punktu widzenia za protestami antyrządowymi stoi Kreml, szerzycielem interesów Kremla jest Rumen Radew, no a Moskwa w ogóle chce uczynić z Bułgarii „drugi Krym” i wyprowadzić ją z NATO i UE. Jak skomentuje Pan wszystkie te zarzuty?
— A propos „rosyjskiego zagrożenia”. Niedawno pierwszy bułgarski przedstawiciel wojskowy w NATO (first National Military Representative to NATO), członek organizacji pozarządowej Euroatlantyckie Centrum Bezpieczeństwa Sabi Sabev, oświadczył, że Bułgaria w odróżnieniu od Polski lekceważy fakt, że układ sił w basenie Morza Czarnego zmienił się na korzyść Rosji. Chodzi między innymi o przewagę Moskwy pod względem liczby okrętów podwodnych i o możliwość szybkiego dostarczenia broni jądrowej do regionu Morza Czarnego. Czy podziela Pan te obawy?
— Nie sądzę, by ktoś w Bułgarii podzielał podobne obawy, to kolejny sposób na wyrażenie swojego oddania wobec USA i NATO, to próba osiągnięcia korzyści w najbliższej i bardziej odległej przyszłości. W Bułgarii niektórzy w ten sposób rzeczywiście zrobili karierę, to bardzo kuszące dla osób, które nie mają szczególnych talentów.
W rzeczywistości niemała część polityków w kraju po prostu czeka na opinię Europy w danych kwestiach, żeby „zsynchronizować” swoją opinię z opinią Europy.