Emerytowany pilot armii kuwejckiej, Yusef Abdel Razzek al-Mullah, powiedział Sputnikowi, jak zapamiętał te dni. W sierpniu 1990 roku służył jako dowódca 25. Eskadry Myśliwskiej w bazie Sił Powietrznych Kuwejtu w Dżaber.
— Jaka była atmosfera przed inwazją sił irackich?
— Dowiedzieliśmy się o gromadzeniu się sił zbrojnych na granicy irackiej 10 dni przed rozpoczęciem operacji. W odpowiedzi na te podejrzane działania Kuwejt postawił armię w stan gotowości, w tym siły powietrzne. Dwa lub trzy dni później przyszedł rozkaz zdjęcia gotowości bojowej: mówiono, że incydent na granicy się skończył. A kiedy 2 sierpnia armia iracka wkroczyła do Kuwejtu, byliśmy zaskoczeni, nie byliśmy na to gotowi.
— Jak ogólnie zareagowała armia kuwejcka?
— Baza lotnicza, w której Pan służył, również została zdobyta. Proszę opowiedzieć, co się wtedy wydarzyło?
— Kiedy zdaliśmy sobie sprawę, że Kuwejt jest okupowany, a baza ma lada chwila zostać zajęta, zdecydowano się spróbować wycofać samoloty bojowe do Arabii Saudyjskiej: nie chcieliśmy pozostawić Irakijczykom trofeów. Dlatego przywieźliśmy do Arabii Saudyjskiej około 20 samolotów wojskowych i transportowych.
— Jak potem wyzwolono Kuwejt?
— Stało się to dopiero 17 stycznia 1991 roku. Wydano rozkaz przelotu do Kuwejtu z Arabii Saudyjskiej, więc uczestniczyliśmy w zakrojonym na szeroką skalę ataku na irackie cele w Kuwejcie i Bagdadzie.
Kiedy rozpoczęła się „Pustynna burza” i wojska alianckie przybyły na ratunek, wojska lądowe rozpoczęły walkę o południe Kuwejtu. Siły Powietrzne codziennie od pierwszego dnia operacji były zaangażowane w wypieranie sił irackich z Kuwejtu. A 26 lutego 1991 roku udało się: ogłoszono wyzwolenie Kuwejtu.
— W rzeczywistości naród iracki wycierpiał więcej od poprzednich prezydentów niż jakikolwiek inny kraj. Dlatego uważam, że Irakijczycy nie powinni płacić za błędy swoich byłych przywódców. Minęły trzy dekady, stosunki stopniowo się poprawiają. Z czasem rany pozostawione przez wojnę miną. Ale to wymaga trochę więcej czasu. W każdym razie naprawdę warto teraz poprawić stosunki.
Fahad al-Shalimy, emerytowany kapitan armii kuwejckiej, powiedział w wywiadzie dla Sputnika, że nadal nie ufa Irakowi i wspomina wydarzenia związane z inwazją.
— Czy pamięta Pan ten dzień, 2 sierpnia 1990 roku?
— Tak oczywiście. Byłem w randze kapitana sił lądowych. Pamiętam też głos nadający w radiu wiadomość o inwazji. Pamiętam, jak wszyscy mówili: „Gdzie jesteście, Arabowie?” Kuwejt do końca wierzył, że przyjdą i pomogą. Pamiętam bardzo dobrze, jak straszne zamieszanie powstało pierwszego dnia: do końca nikt nie wiedział, czy zareagować na ogień, czy zaatakować Irakijczyków, czy ewakuować wojska. Jednak pierwszego dnia nadal odpieraliśmy ataki, nie zawsze czekając na rozkazy MON. A sceny ostrzałów, eksplozji, umierających towarzyszy pozostaną na zawsze. Tego nie zapomnisz.
— Co się stało, gdy wojska irackie zajęły Kuwejt?
— Jaka była pierwsza reakcja na inwazję w Kuwejcie?
— Oczywiście szok. Z góry wiedzieliśmy o zamiarach Irakijczyków, ale rząd nie pozwolił nam zareagować na ich agresywne działania. A pierwszego dnia po prostu nikt nie mógł niczego pojąć.
— Czy Pana zdaniem Kuwejt otrząsnął się po wydarzeniach inwazji irackiej w ciągu ostatnich 30 lat?
— Rana w pamięci narodu kuwejckiego jest wciąż wystarczająco głęboka. Tak, oczywiście, wczuwaliśmy się w Irakijczyków we wszystkich kolejnych latach narodowej tragedii, która się tam wydarzyła. Ale szczerze mówiąc, wielu ludzi wciąż z obawą patrzy na Bagdad i Irakijczyków. Wydaje się, że nadal stanowią zagrożenie: stało się szczególnie oczywiste, że terroryści Państwa Islamskiego pojawili się w Iraku. Baliśmy się nowych eskalacji i konfliktów. Z drugiej strony Kuwejt nigdy nie zapomni pomocy Arabii Saudyjskiej, Egiptu, Syrii i Stanów Zjednoczonych.
Pamiętamy też o roli Związku Radzieckiego, który wspierał Kuwejt na arenie międzynarodowej. Kuwejt pamięta również o wszystkich, którzy oddali życie za niepodległość kraju. Takich wydarzeń nie zapomina się po 30 latach, nie wymazuje.