Kopalnia Adamów powstała na początku lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku aby zasilać brunatnym paliwem budowaną elektrownię. I tak działało, działo, aż się skończyło...
Oficjalny komunikat mówi, że są trzy przyczyny likwidacji kopalni: malejące zużycie energii (?), rosnące koszty emisji dwutlenku węgla (CO2) i konieczność rozwoju odnawialnych źródeł energii (OZE). Jak to inteligentnie ujęto w obwieszczeniu spółki, „bieżąca i przewidywana sytuacja na rynku energii nie generują impulsów do utrzymywania obecnego potencjału w segmencie wydobycia”. Uff... Właściciel chciałby, aby na pokopalnianych terenach postawić wiatraki lub farmy fotowoltaiczne, czyli właśnie OZE. Skąd paliwo dla elektrowni – właściciel spółki nie precyzuje.
Tanie paliwo niechciane
Ale jest i druga strona medalu. Jeżeli potężne maszyny mają ruszyć, to trzeba będzie przedtem wysiedlić kilka tysięcy mieszkańców okolicznych wsi. A potem będzie zniszczenie ekosystemu i wysychające studnie w promieniu kilkudziesięciu kilometrów.
„Zieloni” szacują, że straty w rolnictwie w przyległych województwach łódzkim i wielkopolskim, mogą sięgnąć nawet 35 miliardów złotych.
Sama budowa odkrywki i modernizacja starych bloków Bełchatowa, tak aby mogły pracować do 2050 roku, będzie kosztować co najmniej 15 mld zł. A zanieczyszczenia środowiska, a ochrona klimatu przed elektrownianymi wyziewami? Ostateczna decyzja o wydaniu lub nie pozwolenia na eksploatację złoża ma zapaść pod koniec miesiąca.
Kłopoty z sąsiadami
Chodzi o „kradzież” wody z terenów rolniczych i zanieczyszczanie powietrza przez elektrownię. Do tego dochodzi emisja rtęci, której dotąd nigdzie nie udało się opanować. Nawet w Niemczech, gdzie też spala się węgiel brunatny i różnych sztuczek próbowano, a skończyło się na zamykaniu elektrowni Schwarze Pumpe. Regionalne władze przygranicznych samorządów walczą z turoszowskim kompleksem energetycznym od kilku lat i czują się ignorowane przez stronę polską. Dlatego zarówno czescy jak i niemieccy lokalni włodarze składają skargę do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.
Po prostu się skończyło
Ale Eldorado kończyło się, zawartość metali w rudzie była coraz mniejsza i sens jej wydobywania nie wytrzymywał rachunku ekonomicznego.
W 2016 roku zaczęto myśleć o „wygaszaniu” kopalni, co oczywiście nie podobało się górnikom. Więc przedłużono eksploatację o kilka lat. Naturalnie spadała wielkość wydobycia i uzyskiwanych metali. Decyzja zapadła: z końcem tego roku kopalnia przestaje fedrować. Koszt jej likwidacji szacuje się na 140 mln złotych.
Trudne słowo: likwidacja
Słowo „kopalnia” ma w Polsce pewną magię, coś ponadczasowego, nienaruszalnego. Na Śląsku jest to oczywistość od dziada pradziada.
Dla tych z innych regionów kraju są filmy wspaniałych reżyserów, którzy pokazują, że kopalnie były, są i będą... Przez poprzednich kilkadziesiąt lat władza nie śmiała napomknąć o potrzebie likwidacji nierentownych kopalń. Kiedy zaczynała, zaczynały się ostre protesty górników. No to znów krok do tyłu...
Dziś i kopalń i górników jest mniej, ale problem jest ten sam. A o racjonalnych, uzgodnionych ze wszystkimi zainteresowanymi stronami, o kosztownych lecz niezbędnych decyzjach - nie ma z kim rozmawiać. Ministra Jacka Sasina, który jednego dnia zamyka kopalnie „Ruda” i „Wujek”, a drugiego dnia je otwiera trudno traktować poważnie. Niektóre kopalnie trzeba powoli likwidować i to da się zrobić. Byle z głową. O tym powinni decydować fachowcy a nie związkowcy czy przypadkowi rządzący, którzy nie słuchają „wykształciuchów”. Zaś Unia Europejska prosi, żeby wziąć na to pieniądze...