Serbscy eksperci uważają, że taka „troska” ze strony Waszyngtonu jest w istocie rzeczy strachem przed uczciwą konkurencją z Rosją i Chinami na rynku zbrojeniowym.
W ciągu ostatnich dwóch tygodni serbskie media często pisały o decyzji Belgradu dotyczącej zakupu chińskich systemów przeciwlotniczych FK-3, która nie uzyskała jednak żadnego potwierdzenia ze strony władz. Niektóre lokalne media mimo to stwierdziły w swych materiałach, że tajna umowa doszła do skutku.
10 sierpnia amerykański ambasador w Belgradzie opublikował za pośrednictwem jednego zachodniego tytułu pisemne oświadczenie, w którym stwierdził, że „zakup sprzętu wojskowego jest suwerenną decyzją każdego kraju, władze powinny jednak być świadome krótko- i długofalowego ryzyka, jakie pociąga za sobą współpraca z chińskimi firmami”.
Amerykański ambasador podkreślił, że „kraj nie może mieć pewności co do tego, że podobny zakup nie zagrozi jego bezpieczeństwu narodowemu i suwerenności gospodarczej w sytuacji, gdy sprzedawcy zależą od autorytarnych władz, jakimi są władze ChRL”.
Za każdym razem, kiedy planujemy coś kupić, znajduje się ktoś, kto jest temu przeciwny. Nie kupiliśmy jeszcze FK-3, tylko taką ewentualność rozważaliśmy. Zobaczymy jeszcze, ile mamy na to pieniędzy
- powiedział Vucic i podkreślił, że wyrzutnie FK-3 nie figurują na liście sankcyjnej odnośnego amerykańskiego ministerstwa.
Poproszony o skomentowanie oświadczenia amerykańskiej ambasady, w którym zaleca ona Serbii „popracowanie nad doprowadzeniem swojego systemu bezpieczeństwa do zgodności ze wspólną koncepcją obronną UE”, politolog Aleksandar Pavic zauważył z ironią, że Belgrad być może powinien być mile połechtany taką uwagą i troską ze strony USA.
Waszyngton boi się konkurencji z Rosjanami i Chińczykami
„To oświadczenie sprawia takie wrażenie, jakby Ameryka bardziej dbała o nasze interesy niż my sami.
Amerykanie martwią się nawet o europejską przyszłość Serbii, choć wydawałoby się, że to sprawa UE, a nie USA. Może i dalibyśmy wiarę tej trosce ze strony Ameryki, gdyby nie wszystko to, co wydarzyło się przez ostatnie ćwierć wieku – sankcje, bombardowania z wykorzystaniem zubożonego uranu, uznanie pozorowanego państwa Kosowo i próby zapędzenia Republiki Serbskiej do unitarnej Bośni i Hercegowiny. Ponieważ jednak doskonale znamy faktyczny stan rzeczy, przypuszczam, że Amerykanów w rzeczywistości bardziej niepokoi konkurencja ze strony Rosji i Chin
- zauważa rozmówca Sputnika.
Według jego słów Waszyngton bardziej obawia się tańszej i skuteczniejszej broni, jaką możemy kupić, jak i tego, że Serbia nie będzie więcej od niego zależna. Przecież te kraje, które zostały wciągnięte do NATO, zależą od Ameryki: wszystkie ich schematy zaopatrzenia, zakupów i obsługi broni zacisnęły się na Waszyngtonie i w minimalnym stopniu zależą od innych państw Zachodu produkujących broń.
Amerykanie kierują się przekonaniem, jakie żywił Rockefeller, zgodnie z którym „jakakolwiek konkurencja to grzech”, a Serbia popełnia grzech tym, że ciągnie ją do tej konkurencji
- wyjaśnia serbski politolog.
Według słów eksperta wojskowego, szefa Eurazjatyckiego Forum Bezpieczeństwa Mitara Kovaca stosunek USA do serbskiej neutralności wojskowej i wyboru broni strategicznej, zwłaszcza w sferze lotnictwa wojskowego i obrony przeciwlotniczej, wykazuje pewną niezmienność.
Ta niezmienność polega na dążeniu do ograniczenia naszej wolności wyboru. Wcześniej problemem było to, że kupujemy od Rosji, teraz to, że współpracujemy z „autorytarnymi” przecież władzami Chin i nie dość dbamy o harmonizację naszej polityki bezpieczeństwa z UE
- wyjaśnia Kovac.
Jak mówi, to niekończąca się mantra.
„Wystarczy zrobić coś, co nie odpowiada ich długofalowym interesom, jak od razu mówią, że to problem i grożą sankcjami. Zetknęliśmy się z podobnymi pogróżkami, kiedy kupowaliśmy systemy Pancyr (5 marca tego roku amerykańska ambasada w Belgradzie wyraziła zaniepokojenie zakupem rosyjskiej broni, wezwała Belgrad do rezygnacji z kontraktu, zauważając, że może pociągnąć za sobą sankcje” - przyp. red.), i gdy na ćwiczenia w Serbii przywieziono S-400 (chodzi o wspólne manewry „Słowiańska tarcza 2019” w październiku 2019 roku – przyp. red.), co pociągnęło za sobą prawdziwe dochodzenie na temat tego, czy przypadkiem system nie zostanie w Serbii na zawsze” - przypomina ekspert wojskowy.
Politolog Pavic zauważa, że fakt, iż Waszyngton oczekuje, że Serbia będzie kupować broń od krajów, które uznały Kosowo, jest dużym błędem, i ów błąd popełniają nie tylko Stany Zjednoczone.
Amerykanie działają, kierując się wyłącznie własnym interesem. I to całkowicie zgodne z prawem we współczesnym świecie. Ale niechaj zgodne z prawem będzie i to, że my kierujemy się własnym interesem, wybierając tych partnerów, którzy nie uznali pozorowanego państwa Kosowo, nie zagrażają naszej integralności terytorialnej, nie szantażują nas i nie zostawią w potrzebie w czasach nadchodzącego kryzysu
- mówi serbski politolog.
Pavic uważa, że presja Ameryki mająca na celu odwiedzenie Belgradu od planów zakupu chińskiej broni, będzie tylko rosnąć.
„Oni tak działają wszędzie i względem Rosji, i względem Chin, nie mówiąc już o innych krajach, niedysponujących arsenałem jądrowym. Taki sposób funkcjonowania Ameryki jest jednostronny, hegemoniczny i autorytarny. I trzeba to mieć na uwadze” - mówi na zakończenie Pavic.
Od kogo brać broń – od Chin czy Rosji? Mitar Kovac sądzi, że zakup chińskich systemów obrony przeciwlotniczej nie jest najlepszym rozwiązaniem dla Serbii. Według jego słów Belgrad powinien oddać pierwszeństwo rosyjskim wyrzutniom.
„S-300 i S-400 mają lepsze właściwości techniczne, do tego między Rosją a nami lepiej funkcjonuje wymiana umiejętności i doświadczenia. Serbia powinna pomyśleć o tym, żeby kupić którychś z nich. Choć jako główne kryterium przywołuje się fakt, że chińska wyrzutnia jest znacznie tańsza, wierzę, że władze mogą skłonić się do rosyjskiej broni, dlaczego że kiedy mowa o tego rodzaju strategicznych zakupach, których dokonuje się rzadko i które obliczone są na długi czas, skuteczność jest ważniejsza od ceny.
Ja uważam, że jeśli Serbia nie podjęła jeszcze ostatecznej decyzji w sprawie zakupu FK-3 i jeśli przeanalizuje zgodność, specyfikę logistyki i prostotę operatywnego wykorzystania rosyjskich wyrzutni, a także możliwość powiązania ich w jeden system obrony przeciwlotniczej z innymi serbskimi kompleksami rakietowymi, to podejmie wyważoną decyzję
- uważa serbski ekspert wojskowy.
Według jego słów to decyzja strategiczna obliczona na przyszłość.
„Ja myślę, że nawet nie warto rozpatrywać S-300, a trzeba od razu myśleć o S-400, dlatego że Bałkany w najbliższych dziesięcioleciach najwyraźniej pozostaną miejscem konfrontacji globalnych graczy” - reasumuje rozmówca Sputnika.