Na Placu Niepodległości w Mińsku – według korespondenta – zgromadziło się co najmniej 20 tysięcy osób. Obliczeń dokonano na podstawie powierzchni zajmowanej przez ludzi podczas akcji, biorąc pod uwagę średnią pojemność na metr kwadratowy. Na placu występują zakłócenia w pracy telefonów komórkowych.
Milicja używała głośników, aby przekonać zgromadzonych do rozejścia się, ale na apele odpowiedziano gwizdami. Prospektem Niepodległości ciągnęły nowe grupy opozycjonistów, a uczestnicy akcji przybywały z innych części miasta.
Na Prospekcie protestujący zajęli jezdnię. W akcji uczestniczyli m.in. pracownicy Mińskiej Fabryki Traktorów. Demonstracje odbywają się także w innych rejonach w kraju.
Protestujący w Grodnie również ustawili się w długiej kolumnie i maszerowali z Placu Radzieckiego na Plac Lenina. Zgromadziło się na nim ponad dziesięć tysięcy ludzi. Protestujący uklękli, gdy z mównicy rozległy się słowa modlitwy „Ojcze nasz” za Białoruś.
Wyjątkową sytuację zaobserwowano w Homlu, gdzie wzdłuż tej samej ulicy maszerowały kolumny opozycji i zwolenników obecnego rządu, przy tym nie odnotowano pomiędzy nimi starć.
Protesty na Białorusi. Od czego się zaczęło?
Protesty trwają piętnasty dzień z rzędu. Pierwsze wydarzenia miały miejsce w nocy 9 sierpnia, kiedy ogłoszono wstępne wyniki wyborów prezydenckich, w których obecna głowa państwa wygrała z poparciem ponad 80%. Do protestów dołączyły strajki. Ludzie wychodzą na ulice, wyrażając swój sprzeciw wobec nieuczciwych ich zdaniem wyborów i niezgodnych z rzeczywistością wyników głosowania. W odpowiedzi Łukaszenka nakazał zamknięcie strajkujących przedsiębiorstw państwowych. Zmobilizował również armię do pełnej gotowości bojowej i ostrzegł przeciwko działaniom NATO w pobliżu białoruskiej granicy z Polską.
Przedstawiciele Unii Europejskiej oraz USA oświadczyli, że nie uznają wyborów prezydenckich za uczciwe i apelują do białoruskich władz o ponowne przeprowadzenie głosowania.