Zaucha opisał w rozmowie z mediami przebieg zatrzymania. Według niego było to „niezbyt przyjemne”: podczas nagrywania sytuacji na Placu Niepodległości, gdzie zebrali się protestujący, najpierw pojawiła się policja, a po chwili do Zauchy i jego białoruskiego operatora podeszli zakapturzeni i zamaskowani „tajniacy w cywilnych ubraniach”. Nie okazując żadnych dokumentów, kazali ekipie z TVN iść za nimi, wsadzili do busa, który powoli zaczął zapełniać się innymi ludźmi z mediów, większość z białoruskich. Kiedy samochód ruszył, wszystkim kazano wyłączyć telefony komórkowe.
Bez przemocy
Jak przyznał Zaucha, nie było żadnych aktów przemocy ze strony milicji. Dziennikarzom po prostu uniemożliwiono nagrywanie sytuacji na Placu Niepodległości. Ok. Godziny 22 wypuszczono także operatora Zauchy.
Dziennikarz TVN twierdzi, że w czwartek w Mińsku zatrzymano ok. 40 dziennikarzy, a zrobiono to w celu odebrania możliwości nagrywania protestów. Jego zdaniem to „chyba taki sposób, żeby udaremnić nam, dziennikarzom, mówienie prawdy o tym, co dzieje się na Białorusi”. Zgodnie z otrzymaną przez polskiego dziennikarza informacją zatrzymano też co najmniej 150 protestujących.
Pod kontrolą MSZ
Usłyszeliśmy, że jest to rutynowa kontrola, sprawdzenie akredytacji wśród dziennikarzy zagranicznych. Dostaliśmy zapewnienie, że w przypadku, kiedy okazałoby się, że dokumenty wszystkie są w porządku, że odpowiednie akredytacje są udzielone, te osoby zostaną zwolnione – poinformował.
W tym samym czasie działał też konsul, ustalając miejsce pobytu zatrzymanych.
„Cieszymy się, że całość tej operacji okazała się sukcesem, że pan redaktor Zaucha jest już wolny, może realizować swoje działania” – podkreślił Przydacz.
Wraz z dziennikarzem TVN byli pracownicy m.in. BBC, Reuters, AP oraz szeregu białoruskich mediów.