O tym, co pozostało z „Solidarności” z politologiem dr. Mateuszem Piskorskim rozmawiał red. Igor Stanow.
— 40. rocznica skłania do podsumowań. Czym jest dziś dla Polaków dorobek „Solidarności”?
— Żeby odpowiedzieć na tak postawione pytanie, trzeba by przeprowadzić kompleksowe badanie opinii publicznej, pozwalające na sprawdzenie, jak w świadomości społeczeństwa zachował się ten ruch. Przed laty taki sondaż przeprowadziło CBOS i – zakładając, że trend nie uległ zmianie – możemy dojść do wniosku, że jakieś skutki odniosła narracja historyczna narzucana Polakom dość uparcie po 1989 roku. Jej głównym założeniem, dogmatem jest twierdzenie, że „Solidarność” obaliła „zbrodniczy komunizm”, choć przecież ten okres PRL ani zbrodniczy, ani komunistyczny nie był. W myśl takiej narracji „Solidarność” miała wywalczyć Polsce „wolność”, choć zapomina się, że nie to było celem założonego przed czterema dekadami związku zawodowego.
— Czyli zapomniano o tym, że był to związek zawodowy?
— Czy wszystkie te postulaty zostały później w ramach transformacji zrealizowane?
— Czy jednak, pomimo rozczarowania szeregowych związkowców, „Solidarność” pozostawiła po sobie jakieś pozytywne dziedzictwo?
— Oczywiście, jako wzór samoorganizacji społeczeństwa, o którą dziś jest tak trudno. Zniszczono, moim zdaniem świadomie, miejsca, gdzie „Solidarność” się narodziła – wielkie zakłady pracy. I zrobili to w dużej mierze ludzie wywodzący się z tejże „Solidarności” czy kręgu jej doradców: Akcja Wyborcza Solidarność i Unia Wolności, Prawo i Sprawiedliwość i Platforma Obywatelska. Dziwi mnie czasem poziom hipokryzji ludzi z tych kręgów, którzy z szyderczym uśmiechem odrzucali wszystko to, za czym „Solidarność” w 1980 roku się opowiadała.
— A jak możemy ocenić obecne walki o prawo odwoływania się do historycznej „Solidarności”?
— Jaka jest rola obecnej „Solidarności”?
— Cytując filmowego klasyka, ci ludzie nie powinni mieć prawa „nosić znaczka”. To przybudówka do partii rządzącej, legitymizująca wszelkie jej działania i organizująca kabaretowe akcje w rodzaju przekazywania pomocy humanitarnej Białorusinom, których poziom życia i wynagrodzeń jest znacznie wyższy od poziomu życia polskich pracowników.