Przez lata Polska była krajem, z którego ludzie uciekali. I choć ostatnio fala emigracji już opada, to według danych ONZ poza krajem żyje wciąż prawie 4,5 mln Polaków. To 12. największa emigracja na świecie, zaraz za Indonezją i Afganistanem.
Znany polski analityk polityczny i dziennikarz Konrad Rękas, mieszkający w Szkocji, odpowiada na pytania komentatora Sputnika Leonida Swiridowa.
— Poza granicami Polski w tej chwili mieszka prawie 11% Polaków. Dlaczego nie ma takich liczb u sąsiadów, np. Czechów, Słowaków itd.? Dlatego tak duży odsetek Polaków mieszka na emigracji?
— Rzeczywiście, ta liczba robi bezwzględnie duże wrażenie. Dlatego, że przyzwyczailiśmy się do starych danych, które mówiły o około trzech milionach Polaków. Teraz, według danych, potwierdzonych właśnie przez i Eurostat i ONZ, mówimy o 4,5 mln Polaków – czyli, rzeczywiście, o ilości imponującej. To jest ponad 11% społeczeństwa polskiego, a jeżeli się zastanowimy, że wyjeżdżają w zasadzie ludzie w wieku produkcyjnym, nie dzieci i nie emeryci, to spośród tej kategorii Polaków czynnych zawodowo za granicą pracuje już blisko jedna czwarta społeczeństwa.
Zastanówmy się, że to jest 4,5 mln ludzi, które zostały oderwane od swoich rodzin w Polsce, od swojego miejsca urodzenia, miejsca zamieszkania – jest to wybór, oczywiście, w jakimś sensie dobrowolny – ale z przymusu sytuacji socjalnej musiało wybrać drogę prowadzącą za granicę. I rzeczywiście, jest to bardzo pouczające, jeśli się patrzy na Polskę z perspektywy innych krajów europejskich.
Faktycznie, ja również oprócz Polaków pracujących na Zachodzie spotykam też przedstawicieli innych krajów środkowoeuropejskich Ale w takiej masie nie ma Czechów, nie ma tych wszystkich, którzy trochę inaczej przeprowadzili swoją transformację, chociaż część swojej gospodarki uratowali przed typowo zachodnią dewastacją. Ta fala zasysająca na rynek pracy zachodni, przeszła nie tylko przez Polskę, ale głównie przez Polskę. Co poszło nie tak z polskimi reformami?
A jeśli ktoś wrócił nawet do Polski, to prędziutko, najdalej po roku – dwóch, z powrotem wyjechał na Zachód. To pokazuje, że tak zwany „sukces gospodarczy” III RP jest w istocie wielką klęską demograficzną i społecznościową Polski. I sukces rządów PiS-u jest bardzo płytki i bardzo powierzchowny i nie zostawia żadnych głębszych śladów na tkance społeczno-ekonomicznej Polski.

— Pan fizycznie mieszka na Wyspach. Jak czują się Polacy w sytuacji, kiedy Wielka Brytania wychodzi z Unii Europejskiej? Jak wyglądają rzeczy socjalne, czy są jakieś dopłaty, jakieś nowe reguły życia w Wielkiej Brytanii? Czy, na przykład, Polacy składają wnioski w urzędach brytyjskich, żeby otrzymać brytyjskie obywatelstwo? Czy pozostają obywatelami polskimi?
Liczba Polaków, mieszkających na Wyspach Brytyjskich, a w szczególności w Szkocji, jest na tyle znacząca, że wpływa na tutejszy system polityczny. Liczba Polaków, mieszkających w Szkocji, przekracza 180 tysięcy. W tym małym społeczeństwie, liczącym bodajże 5,5 miliona mieszkańców, jest znaczącą mniejszością etniczną, sięgającą prawie 4% uprawnionych do głosowania.
Siłą rzeczy spotykam Polaków mieszkających zarówno w Szkocji, jak i w Anglii, Walii, w Irlandii Północnej. Dane brytyjskie, które są nieco dokładniejsze, bo są danymi podatkowymi, opartymi na kraj pochodzenia płatników podatków, mówią, że jest to liczba blisko 1 mln 100 tys. ludzi. Ta różnica wynika z tego, że spora część Polaków mieszkających tutaj w jakimś sensie nadal czuje się tutaj tymczasowo. I to zaczynając od ludzi, którzy mieszkają tu lat kilkanaście, wciąż znaczący jest element postawy dawnej emigracji zarobkowej, która pracowała – czy w Wielkiej Brytanii, czy w Niemczech, czy gdzie indziej na Zachodzie, ale robiła to w celu urządzenia się w Polsce – budowy domu, którego nikt na wsi nie będzie miał tak ładnego i dużego, wyposażenia dzieci, kupna samochodów, itd.
Polacy, oczywiście, mają swoje przyzwyczajenia, asymilują się dość trudno w pierwszym pokoleniu. Znam Polaków, którzy, mieszkając tutaj 10 lat, jeszcze nie zrobili nigdy zakupów w sklepie innym, niż tak zwany „polski”, z polskimi towarami, które prowadzą w większej mierze Kurdowie albo Pakistańczycy. W tak zwanym „polskim” sklepie prowadzonym przez Kurda, kupują proszek do prania marki niemieckiej, niemieckie parówki, tyle, że z polską etykietą. Jest to paradoks polskiej gospodarki i nie jedyny, jak wiemy.
— Drugie pokolenie Polaków asymiluje się znacznie szybciej?
W związku z tym dzieci w naturalny sposób przechodzą na jedyny język wspólny dla podwórka. I gubią gdzieś ten polski. Jest to problem dla środowisk polskich za granicą. Podobne jest takie odnalezienie się Wielkiej Brytanii po Brexicie, przygotowującej się na razie do Brexitu.
Nikt jeszcze ciągle nie może powiedzieć, jaki będzie ten Brexit. Nikt, włącznie z premierem Johnsonem nie zna odpowiedzi na wszystkie pytania, jak będzie wyglądało życie gospodarcze Wielkiej Brytanii po ostatecznej dacie wyjścia, czyli po 31 grudnia 2020 roku. Nikt nie wie do końca, jak będą wyglądały relacje z Unią Europejską po tej dacie. I, przede wszystkim, nikt nie wie do końca, co tak naprawdę Boris Johnson uzgodnił z Donaldem Trumpem, jak wielkie koncesje gospodarcze Ameryce obiecał, bo to oznacza otwarcie rynku brytyjskiego dla produkcji amerykańskiej.
— Ale to jest „oczywista oczywistość”, jak mówi jeden polski klasyk, to jest po prostu biznes...
Robi się to, jak wszystko na Wyspach, zdalnie, za pomocą aplikacji telefonicznych, tu się nie chodzi po urzędach. Ja, pracując od 5 lat na Wyspach Brytyjskich, nie mam najmniejszego pojęcia, gdzie jest w moim mieście odpowiednik miejscowego ZUS, mimo, że uprawiam tu działalność gospodarczą, płacę podatki, jestem ubezpieczony.
Ci, którzy mieszkają tu dłużej niż 5 lat, starają się zabezpieczyć brytyjskim paszportem. Dlatego, że polityka społeczna na Zachodzie wszędzie, nawet w liberalnej Wielkiej Brytanii, jest dużo bardziej prorodzinna, niż była kiedykolwiek w Polsce. Tutaj narzeka się na publiczną służbę zdrowia, ale chodzi właśnie o paszport brytyjski dla dziecka. I Polacy stoją w takim rozkroku, wydaje mi się, między Wyspami Brytyjskimi, a Polską. Nie dają się do końca przekonać, że tak się już poprawiło strasznie w Polsce.
Statystyczne wyniki wyborów o tym świadczą: emigracja generalnie nie głosowała na prezydenta Dudę, tylko głosowała na innych kandydatów. I właśnie niepewność, nieufność do oficjalnej propagandy, która się sączy z polskiej telewizji, która jest tu oglądana. Аle już nie boją się Brexitu tak bardzo, jak bali się jeszcze pół roku temu. Pierwszy strach minął.
W dodatku jest też takie przekonanie, że silniejsza gospodarka przetrwa lepiej, niż to, co będzie działo, być może, za kilka miesięcy w Europie Środkowej, w tym również w Polsce.
— Premier Netanjahu znakomicie sobie radzi spotykając się z tym, z kim się spotyka. Natomiast, rzeczywiście, tradycja taka jest, i to jest, żeby było zabawniej, tradycją jeszcze z czasów PRL-u, z czasów tak naprawdę komunistycznych, które zawsze kładły nacisk na współpracy i organizowaniu środowisk Polski z zagranicą. Towarzystwo Polonia było bardzo szanowaną, cenioną i wspieraną przez władze PRL-u instytucją państwową.
Zadaniem ambasad polskich za granicą w czasach rzekomo strasznych i komunistycznych było też właśnie kontaktowanie się z ludnością polską, zachęcanie niektórych do powrotu. Jak i współpraca z tymi, którzy z różnych powodów są trwale za granicą. I to Polska – nazwijmy to antykomunistyczna – nie bardzo miała podstawy, żeby ten zwyczaj odmienić. Co więcej, pamiętajmy, że zadaniem dla PRL-u było jeszcze spotykanie się z dalekimi potomkami emigrantów politycznych z jeszcze carskich czasów, z czasów II RP, kiedy Polacy masowo emigrowali do Stanów czy do Brazylii, czy do Francji. Wtedy nastąpiło pojednanie znacznej części polskiej emigracji politycznej z władzami w Warszawie.
A potem szła następna fala emigracji z lat 80-tych, 90-tych, 2000-nych itd. Każde pokolenie Polaków od blisko dwustu lat zaznało, co to jest emigracja. Do dzisiaj ci, którzy wracają z emigracji, to pierwsze, co słyszą od rodzin: „Dlaczego wróciłeś?” Przecież, akurat jest siostrzeniec, bratanek, wnuk, który chce jechać! To po co ty wracasz? Co za głupstwo robisz?” Tak zdziwieni dziadkowie i rodzice witają w Polsce. Ta emigracja jest już elementem stałym świadomości polskiej.
Są rodziny, które w całości przeniosły się na Zachód, ściągnęły dziadków, rodziców, dzieci i nie mają już po co jeździć do Polski, bo już nie mają tam żadnych krewnych. Nic dziwnego, że rząd polski stara się jakoś do tego odnieść. Zresztą, dekoracyjnie, jak we wszystkim, co robi. To znaczy, spotkania są, ale nic z tego nie wynika.
Wiem, że kraje sąsiednie niekiedy zazdroszczą Polakom takiego wspólnotowego myślenia. Czytałem wielokrotnie o tym, że należało by skopiować rozwiązanie karty Polaka. Na przykład, w polityce rosyjskiej wobec ludności prorosyjskiej za granicą. Słyszałem wielokrotnie, że można czerpać z polskich wzorów.
Rząd polski lubi robić sobie zdjęcia z Polakami za granicą, ale nie ma im nic konkretnego do zaproponowania. Dotyczy to także Polaków na Wschodzie, z którymi zawsze przyjemnie się sfotografować, a zawsze kolejny rząd w Warszawie – z PiS-u czy Platformy – sprzedaje ich rządowi litewskiemu, a to juncie w Kijowie, a to jeszcze na jakimś innym targu wysyła na ulice, żeby protestowali przeciwko prezydentowi Łukaszence. Czyli traktuje ich użytkowo, utylitarnie w gierkach po stronie polskiej. A nie udziela realnego, poważnego wsparcia.
Akurat państwo polskie, jak mało które inne, powinno mieć politykę w dobrym tego słowa znaczeniu, wspólnoty narodowej, sięgającą daleko poza granice państwa polskiego, właśnie ze względu na ilość rodaków mieszkających w diasporze. I takiej polityki nie ma.
— Bardzo dziękuję za rozmowę.