Pewną niespodzianką jest natomiast fakt, że prezes zdecydował się wejść do rządu na stanowisko - jakby nie było - zastępcy swojego podwładnego.
Prezes Polski w charakterze wicepremiera to, jako żywo, degradacja, która dowodzi, do jakiego stopnia Kaczyński był zmęczony wojnami między Morawieckim i Ziobrą. A może nawet nie tyle samymi wojnami - zasada „dziel i rządź” nie jest mu obca - co skłonnością obu stron (acz bardziej Solidarnej Polski) do wynoszenia ich na zewnątrz.

Obchodzi go Ziobro
Dla podkreślenia, że Kaczyński nie jest zwykłym wicepremierem, powołano specjalnie dla niego nowy organ, któremu będzie przewodniczył: Komitet Spraw Wewnętrznych, Sprawiedliwości i Obrony Narodowej, powszechnie zwany Komitetem ds. Bezpieczeństwa Państwa. Podpadać pod niego mają tzw. resorty siłowe oraz Ziobro.
Osobiście jestem przekonana, że resorty siłowe guzik prezesa obchodzą - tym bardziej, że na ich czele stoją jego dwaj najbardziej zaufani ludzie. Obchodzi go Ziobro, ale przecież nie można stworzyć stanowiska specjalnego wicepremiera do kontrolowania Ziobry - to przypisałoby szefowi Solidarnej Polski za duże znaczenie, a Jarosław Kaczyński zazdrośnie strzeże pozycji osoby o dużym znaczeniu na prawicy.
Do tego, najsilniejszemu człowiekowi w Polsce będzie do twarzy z nadzorowaniem resortów siłowych.
„Zbyszku, zapomnijmy o tym, co było złe, idźmy razem”
Można się oczywiście zastanawiać, czy Kaczyński naprawdę jest w stanie skontrolować Ziobrę z wewnątrz rządu - skoro nie był w stanie tego zrobić z Nowogrodzkiej. Podejrzewam, że odpowiedzi na to pytanie prezes szuka w pamiętnej demonstracji w obronie Telewizji Trwam w 2012 roli, kiedy Ziobro - wówczas na wygnaniu z PiS - trząsł się jak galareta, łamiącym się głosem odpowiadając na wygłoszoną przez prezesa frazę: „Zbyszku, zapomnijmy o tym, co było złe, idźmy razem”.
Ziobro nie jest już zbłąkanym dzieckiem
Jednak od 2012 roku minęło sporo czasu. Ziobro wyraźnie okrzepł. Nie jest już wygnańcem - zbłąkanym dzieckiem, które usiłuje odnaleźć drogę do domu. Ma - także w PiS - sojuszników, którzy, podobnie jak on, nie znoszą Mateusza Morawieckiego i są gotowi zablokować sukcesję, którą ponoć szykuje dla niego Jarosław Kaczyński.
Wedle niektórych rachunków stanowią oni znakomitą większość klubu PiS: nawet 140 na 200 posłów PiS nie chce bankstera na fotelu prezesa, a także wolałoby go nie widzieć na stanowisku premiera.
Dlatego - twierdzi Andrzej Stankiewicz w Onecie - wejście Kaczyńskiego do rządu może być, paradoksalnie, zwycięstwem Ziobry, albowiem jest to krok w tył na drodze do oddania władzy Morawieckiemu.
Pozycja premiera osłabnie, większość ministrów zacznie się orientować na prezesa, szef rządu stanie się we własnym gabinecie numerem 2.
Wierzycie w to? Bo ja słabo
Wierzycie w to? Bo ja słabo.
Dopóki Kaczyński oddycha - będzie chciał rządzić. Jedyne, co może mu odebrać władzę, to mądra opozycja z charyzmatycznym liderem i przekonującą wizją Polski.
Liczenie na to, że Kaczyński ją w tym wyręczy jest niewybaczalnie naiwne.