W stolicy Białorusi w poniedziałek po południu rozpoczęła się akcja protestacyjna, w której wzięli udział głównie ludzie w wieku emerytalnym. Początkowo demonstranci gromadzili się na Placu Niepodległości w pobliżu siedziby rządu, skąd w kolumnie ruszyli po centralnej alei - Prospekcie Niepodległości. Uczestnicy akcji chwilami wychodzili na jezdnię, przez co policja drogowa była zmuszona do częściowego blokowania ruchu i tworzyły się korki. Ostatnim celem protestujących była stacja metra „Akademia Nauk”, skąd stopniowo się rozchodzili.
„Użyto nabojów ogłuszających z pistoletu „Osa” i gazu łzawiącego w momencie, gdy obywatele zaczęli okazywać agresję wobec funkcjonariuszy organów ścigania” - powiedział Laszkiewicz.
Jednocześnie rzecznik mińskiej milicji wyjaśnił, że agresję wykazywano zarówno w stosunku do funkcjonariuszy organów ścigania, jak i ich pojazdu, który został otoczony przez demonstrantów.
W związku z tym z minibusa wystrzelono w powietrze pocisk ogłuszający - powiedział, zauważając, że z tego samego powodu użyto gazu.
Liczba zatrzymanych podczas protestu jeszcze precyzowana - dodał Laszkiewicz.

Masowe protesty opozycji rozpoczęły się na Białorusi 9 sierpnia, po wyborach prezydenckich, które po raz szósty wygrał Alaksandr Łukaszenka – według CKW uzyskał 80,1% głosów. Na początku działania były tłumione przez siły bezpieczeństwa, a przeciwko protestującym, którzy nie zgadzali się z wynikami, użyto gazu łzawiącego, armatek wodnych, granatów hukowych, gumowych kul.
Później organy ścigania przestały rozganiać wiece i używać siły oraz specjalnego sprzętu. Według oficjalnych danych w pierwszych dniach zatrzymano ponad 6,7 tysiąca osób. Jak podaje Ministerstwo Spraw Wewnętrznych republiki, podczas zamieszek rannych zostało kilkaset osób, w tym ponad 130 funkcjonariuszy organów ścigania. Władze oficjalnie potwierdziły śmierć trzech demonstrantów.
Akcje protestacyjne na Białorusi nadal trwają – zarówno w dni powszednie, jak i w weekendy. Odbywają się też wiece zwolenników Łukaszenki.