Najpierw niedobry komunikat z Międzynarodowej Agencji Energii – choć pewnie nie wszystkich on zmartwi. Piszą w nim, że w ostatnich miesiącach następuje załamanie w sektorze energetycznym. Ciepła zima a potem pandemia koronwirusa największe spustoszenie uczynią w energetyce węglowej, bo spada zużycie energii. MAE przewiduje, że w tym roku popyt na węgiel na świecie zmaleje o 8 procent – najbardziej od II wojny światowej. A produkcja prądu z węgla skurczy się o jedną dziesiątą. A przecież, bardzo dawno temu Karel Čapek twierdził, że to energia elektryczna będzie rządzić światem...
Nadmiar szczęścia
Skąd się to wzięło
Kiedy w kopalniach zrobiło się „gorąco” Agencja Rezerw Materiałowych i państwowe spółki energetyczne obiecały, że wykupią węgiel zalegający na przykopalnianych hałdach, choć dla nich to było dalsze samobójcze zadłużanie się. Nie chodziło o zrobienie miejsca na następne czarne bryły i tysiące ton miału energetycznego, tylko o pieniądze dla górników. Bo Polska Grupa Górnicza, która odziedziczyła większość nierentownych kopalni, musiała znaleźć prawie 400 milionów złotych na nagrody za ubiegły rok. Za wykupione poważnymi pieniędzmi ze Skarbu Państwa (czytaj ARM) hałdy upchnięto w elektrowniach i na centralnym składzie w Ostrowie Wielkopolskim, gdzie nie widziano takich zapasów od czasów PRL.
To dość karkołomne pomysły, bo węgiel na gigantycznym składzie przez lata kruszeje i ma tendencje do niekontrolowanego zapłonu. Ale przez takie działania udało się, prawdopodobnie na chwilę, uspokoić związkowców górniczych.
Więc w kopalniach fedrunek ruszył pełną parą. Pomimo interwencyjnego skupu, przy zakładach wydobywczych leży dziś niemal trzy miliony ton węgla więcej niż na początku roku. A ARM wciąż szuka pieniędzy, które miały być wydane na respiratory dla szpitali.
Ciężka perspektywa
Ale przede wszystkim 30 miliardów złotych na zakup od kopalń tego paliwa i niemal drugie tyle na utrzymanie kopalń wydobywających najdroższy węgiel w Europie. Przez siedem lat... Takie okropne bajki to pisali tylko bracia Grimm...
Może taniej wyjdzie postojowe
Zbędne tereny można by sprzedać pod różne inwestycje nowoczesnego przemysłu lub deweloperom.
Klimat by się poprawiał, a na Śląsku miej byłoby zdewastowanych przez górnicze działania terenów... No i takie rozwiązanie bardzo by się podobało w Unii Europejskiej, która najpewniej nie szczędziłaby grosza, aby wspomóc pomysł.
To oczywiście rozważania „na papierze”, nie biorące pod uwagę opinii publicznej szybko komentującej: górnicy znowu sobie załatwili. Gdyby jednak poważni ludzie pokazali publicznie, ile każdy z nas musi codziennie dopłacać do, w zasadzie, bezsensownej, bardzo trudnej pracy głęboko pod ziemią i ile będziemy wszyscy do tego dopłacać przez lata, przyszłaby może chwila refleksji. A jak mówią doświadczeni górnicy: ten węgiel pod ziemią nie zginie, może następne pokolenia wykorzystają go lepiej...