„Dzisiaj jesteśmy gotowi do zaprzestania (działań wojennych - red.). Mówiłem już o tym podczas rozmów w Moskwie 10 października. Wystarczy, że Armenia wstrzyma ogień. A potem to dyplomaci będą musieli działać” – podkreślił prezydent.
Wyjaśnił, że Armenia powinna uznać zasady rozwiązania konfliktu określone przez współprzewodniczących Mińskiej Grupy OBWE - Rosję, Francję i Stany Zjednoczone - które, jak zapewnił, Azerbejdżan już zaakceptował.
Alijew powiedział też, że Nikol Paszinian po objęciu funkcji premiera Armenii „zniszczył proces pokojowy swoimi podburzającymi oświadczeniami i prowokacjami wojskowymi”.
Jak dodał, działania wojenne w Górskim Karabachu 27 września rozpoczął nie Azerbejdżan, ale Armenia. Jego zdaniem militarna odpowiedź Baku jest proporcjonalna. Alijew zapewnił, że jego kraj wyzwalał i będzie wyzwalać „terytoria, które są uznawane na arenie międzynarodowej za (terytoria - red.) Azerbejdżanu”.
Nasze stanowisko jest jasne: jeśli Ormianie nie wstrzymają ognia, będziemy nadal wyzwalać nasze ziemie - powiedział prezydent.
Pytany o to, czy nie obawia się, że ingerencja Turcji i przybycie przez terytorium tego kraju do Górskiego Karabachu bojowników z Syrii może zamienić lokalny konflikt w regionalny, Alijew zapewnił, że Turcja nie jest zaangażowana w działania wojenne.
Faktycznie, w pierwszych godzinach armeńskiej ofensywy prezydent Turcji (Recep Erdogan - red.) wyraźnie poparł nas politycznie. Wzywa jednak tylko do ścisłego przestrzegania czterech rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ, które nakładają na Armenię obowiązek wycofania się z okupowanych przez nią azerbejdżańskich terytoriów
- powiedział szef państwa, podkreślając, że na terytorium Azerbejdżanu nie ma ani jednego obcego żołnierza.
Mówiąc o przyszłości Karabachu, Alijew dodał, że postrzega ją jako „dobrze prosperującą i bezpieczną część Azerbejdżanu, gdzie Azerbejdżanie i Ormianie będą żyć w harmonii, pokoju i godnych warunkach”.