– Tam gdzie jest stosunkowo niewielkie pomieszczenie, ludzie się pocą, jest duża wilgotność powietrza, transmisja wirusa jest większa – mówił Marcin Horała z PiS w programie „Sygnały Dnia” w Polsat News. – Siłownie zazwyczaj mają niski sufit i zazwyczaj nie są gabarytów hal sportowych – odparł wiceminister infrastruktury.
Słysząc to, drugi gość programu poseł Lewicy Tomasz Trela, nie krył zaskoczenia.
– Właśnie zamknęliście całą branżę fitness i całą branżę siłowni. Jest tam grubo ponad 150 tys. ludzi, którzy pracują. Nie wiem czy pan minister wie – na świecie nie było ani jednego przypadku, który byłby spowodowany uczęszczaniem na zajęcia fitness i siłownię. Państwo to zamknęliście i to jest właśnie logika – argumentował.
Jak to zwykle bywa, echa tej wypowiedzi przeniosły się do internetu. Na Facebooku już utworzono hasztag #NiskieSufity, a Polska Federacja Fitness zamieściła odpowiedź adresowaną do wiceministra:
Na Facebooku zaroiło się od postów z hasztagiem, obnażającym brak wiedzy polityków na temat obiektów fitness. Wiele klubów, które wstawiło swoje zdjęcia na dowód, że Marcin Horała się mylił, może poszczycić się imponującymi rozmiarami swoich sal do ćwiczeń.
Jak donosi SuperExpress, bywalcy siłowni mogą znaleźć sposób, by legalnie ćwiczyć.
„Aby obejść rządowy zakaz wystarczy zadeklarować, że przygotowujemy się do oficjalnych zawodów, a potem znaleźć placówkę, która wykorzystuje tę swoistą lukę. Tak postąpił m.in. klub fitness z Poznania, przez co dalej może przyjmować wszystkie osoby chętne trenować pomimo pandemii i deklarujące przygotowania do zmagań” – czytamy.
– Lokal nie jest otwarty, a jedynie przygotowuje ćwiczących do zawodów. W praktyce wystarczy złożyć oświadczenie o tym, że przygotowujemy się do rywalizacji i można swobodnie korzystać ze sprzętu – miał zadeklarować cytowany przez SE pełnomocnik klubu, mecenas Andrzej Krzyszowski.