Reporter publikacji udał się na miejsce, zauważając post w Twitterze o rzekomo fałszywym lokalu wyborczym. Widział ludzi wchodzących ze swoimi kartami do głosowania i wychodzących z naklejkami „Głosowałem”. Dziennikarz zadzwonił do biura rejestracji wyborców, gdzie potwierdzono, że nie jest to jeden z oficjalnych lokali wyborczych.
Według Neila Kelly’ego, który jest odpowiedzialny za rejestrację wyborców, około godziny 15.00 czasu lokalnego (00.00 czasu polskiego) na miejsce zdarzenia przybyli urzędnicy, aby zbadać sytuację.