Ekspert zwrócił uwagę na zachowania społeczne, które obserwuje się wraz ze spadkiem temperatury – mogą one utrudniać rozprzestrzenianie się koronawirusa.
Zakażamy się trudniej, ponieważ nie kontaktujemy się z innymi ludźmi tak wprost. I to jest wystarczające, by utrzymać już w pewien stopień ochrony przed zakażeniem – tłumaczy wirusolog.
Zaznaczył, że aerozol w wydychanym powietrzu zamarza w ujemnych temperaturach przez co jego zasięg „rażenia” spada. – Choć nie na tyle, by w bliskich kontaktach zapewnić bezpieczeństwo – przestrzega.
Zdaniem eksperta większe bezpieczeństwo powinny zapewniać maseczki i szaliki, którymi dodatkowo w czasie zimy zakrywamy usta i nos. – Jeżeli nosimy szalik, choć jest on słabszy niż maseczka, jest pewną ochroną zarówno dla otoczenia od nas, jak i dla nas. Ale jeżeli my go dotykamy, przesuwamy albo podajemy w szatni, to może być dość wygodną drogą przenoszenia wirusa – powiedział wirusolog.
W ocenie profesora niezależnie od temperatury wirus poza organizmem jest martwy. Do jego dezaktywacji potrzebne jest coś, co powoduje jego rozpad, np. środki dezynfekcyjne zawierające minimum 60-procentową zawartość alkoholu.