Szef tureckiego Sekretariatu Przemysłu Obronnego Ismail Demir w rozmowie z agencją Anadolu podkreślił, że sankcje te nie wpłyną na porozumienia pomiędzy Turcją a Rosją w sprawie dostaw systemów obrony powietrznej S-400 i nie zaszkodzą Ankarze.
Sankcje nie dotyczą niczego poza osobami i departamentami, wobec których zostały przyjęte. Nie mają też wpływu na umowy, które zostały wcześniej podpisane. Nie sądzimy, aby sankcje przyniosły jakąkolwiek szkodę lub osłabiły nas - nasze Siły Zbrojne i siły bezpieczeństwa nie są w takim stanie, aby mogło to na nie wpływać - powiedział Demir.
Ekspert w dziedzinie obronności, strategii i bezpieczeństwa, były pułkownik Sił Zbrojnych Turcji, który odpowiadał za realizację dużych projektów modernizacji armii i przemysłu obronnego, Yusuf Alabarda, komentując wypowiedź Demira w rozmowie ze Sputnikiem, podkreślił, że Sekretariat Przemysłu Obronnego nie był bezpośrednio zaangażowany w negocjacje między Turcją a Stanami Zjednoczonymi w sprawie zakupu broni, w tym samolotów F-16. - „Faktem jest, że w ramach tak ważnych projektów jak F-16 istnieją bezpośrednie kanały zakupowe w relacjach sił zbrojnych obu państw” - wyjaśnił.
Ponadto zamówienia realizowane są za pośrednictwem firm wykonawców projektu. Według Alabardy istnieje możliwość, że w przyszłości Stany Zjednoczone rozszerzą zakres sankcji pod różnymi pretekstami.
Komentując oświadczenie Demira, że sankcje nie wpłyną na porozumienie turecko-rosyjskie na dostawę systemów S-400, Alabarda powiedział: „Władze tureckie doskonale zdają sobie sprawę, że w tej sprawie nie chodzi o rezygnację z S-400. Oczywiste jest, że gdyby Turcja porzuciła S-400, natychmiast zarządanoby od niej opuszczenia Syrii, Iraku i Libii oraz aby ograniczyła swoją strefę wpływów we wschodniej części Morza Śródziemnego do Zatoki Antalijskiej”. Ekspert podkreślił, że celem Turcji jest stworzenie wielopoziomowego narodowego systemu obrony powietrznej, a kwestia realizacji dostawy drugiej partii S-400 zadecyduje o klimacie politycznym w relacjach turecko-rosyjskich.