Jak już podawał Sputnik, przedsiębiorcy zrzeszeni w inicjatywie „Góralskie Veto” zapowiadali, że mają dość i zamierzają po 17 stycznia otworzyć swoje biznesy - stoki, restauracje czy pensjonaty - bez względu na ewentualne przedłużenie restrykcji.
Nareszcie się wzięli w garść . pic.twitter.com/wNoBFLAg6y
— Justyna (@dzej_89) January 11, 2021
Główny organizator akcji Sebastian Pitoń z rozgoryczeniem powiedział, że jego „znajomy z Pekinu” śmieje się z kroków podejmowanych przez polski rząd. „Znajomy” twierdzi, że Polacy sami niszczą swoją gospodarkę poprzez wprowadzanie ograniczeń, a przedsiębiorców doprowadzają do rozpaczy i bankructwa.
Rząd z kolei próbuje uniknąć protestów i jest skłonny wyłożyć miliard złotych: 700 mln w postaci pomocy dla gmin z terenów górskich oraz 300 mln jako umorzenia podatku od nieruchomości. O szczegółach wsparcia dla gmin mówił podczas poniedziałkowej konferencji wicepremier i minister rozwoju Jarosław Gowin.
Kupa długów i niezapłacony prąd
Karolina Bartosik, właścicielka restauracji „Wesołe Gary” w Krakowie nie widzi nic dziwnego w tym, że liczba firm, które przyłączają się do akcji protestu „Góralskie veto” rośnie lawinowo. Na swoim profilu na Facebooku restauracja ogłosiła, że otwiera się już od 13 stycznia 2021 z zachowaniem reżimu sanitarnego.
„Restauracje nie mają innego wyjścia - albo się otwierają, albo bankrutują. Jeśli nie otworzymy w tym momencie, to nie mamy z czego żyć. I my, i nasi pracownicy” - mówi Karolina Bartosik w rozmowie ze Sputnikiem.
Uważa, że jeżeli ograniczenia nie zostaną zniesione, to z polskiego rynku znikną małe i średnie firmy.
Dlatego, że nie mamy wsparcia, nie mamy za co utrzymać lokalu, mamy niezapłacony prąd, niezapłacone ZUS-y, to kupa długów, ponieważ nie mamy możliwości zarabiania. To nie jest tak, że tylko ratujemy naszą pracę, ale też stanowisko pracy naszych pracowników
- wyjaśnia rozmówczyni Sputnika.
Według niej przez cały okres trwania pandemii jej restauracja dostała jednorazowo 5 tys. zł wsparcia i ta kwota niczego nie pokrywa.
Dodaje, że decyzja o otwarciu restauracji pomimo ograniczeń ze strony rządu spotała się z bardzo dużym poparciem ze strony klientów.
Klienci piszą na Facebooku, że bardzo dobrze, że my się otwieramy, że nas wspierają, że są z nami, rezerwują stoliki, bardzo się cieszą, że mogą w końcu przyjść do restauracji
- wyjaśnia właścicielka lokalu „Wesołe Gary”.
Na pytanie, co będzie, jeśli razem z długo oczekiwanymi klientami przyjdzie policja, odpowiada, że pracownicy restauracji liczą na pomoc prawną. Poza tym, powołuje się na wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Opolu, „który głosi, że restauracje zostały bezpodstawnie zamknięte”. Chodzi o głośną sprawę, o której informowała „Gazeta Wyborcza” - sąd „stanął po stronie przedsiębiorcy, a nie sanepidu”: zauważył m.in., że „ograniczanie działalności gospodarczej nie może być utożsamiane z jej całkowitym zakazywaniem”.
„Kto wie, może na protestach się nie skończy”
Restauracja „Buongiorno” z Koszalina też jest gotowa na przybycie policji - informują na Facebooku, że otwierają się 1 lutego.
My to na pewno uczynimy, nie będziemy się wahać już przed niczym, bo my już po prostu nie mamy wyjścia. Musimy to zrobić. Na pewno będziemy tutaj rozmawiać z policją, na pewno nie będziemy przyjmować mandatu, będziemy kierować sprawę na drogę sądową, ponieważ uważamy, że zostaliśmy bezprawnie pozbawieni środków do utrzymania naszej restauracji.
Konstytucja gwarantuje nam prawo wykonywania działalności i będziemy się na tym opierać, mamy tutaj naszego prawnika, jesteśmy po konsultacjach, będziemy walczyć o swoje prawa” - wyjaśnia w rozmowie ze Sputnikiem właścicielka restauracji Izabela Nowak.
Zgadza się z tym, że kwota wsparcia dla jej lokalu niczego nie pokryła.
Jak mówi rozmówczyni Sputnika, akcję protestu „Góralskie veto” w restauracji „Buongiorno” „popierają całym sercem”.
Myślę, że firmy, które przyłączają się do tej akcji utorują nam drogę. Kto wie, może na protestach się nie skończy, dlatego, że naprawdę jesteśmy w tej chwili pozbawieni zarobków
- uważa Izabela Nowak.
„Dzisiaj na razie policji nie było”
Restauracja z Cieszyna „U trzech braci” poszła o krok dalej - od 8 stycznia jest czynna stacjonarnie czyli, jak można było przeczytać na jej stronie w Facebooku, klienci mogą „znów przyjść i zjeść normalnie jak ludzie w restauracji”.
Właściciel lokalu Tomasz Kwiek w rozmowie ze Sputnikiem wyjaśnia, że w jej otwarciu nie widzi nic dziwnego.
Generalnie jest to na podstawie przepisów, które obowiązują w Polsce. Mamy ustawę o swobodzie działalności gospodarczej z 1995 roku. Natomiast rozporządzenie, które zostało wydane przez polski rząd jest niezgodne z żadną ustawą, a przede wszystkim z Konstytucją Polski. Nasz polski rząd nie ma prawa ograniczać polskim przedsiębiorcom w jakikolwiek sposób tego, co oni robią w swoich firmach
- uważa Tomasz Kwiek.
Nie ukrywa, że przez pierwsze trzy dni restauracja miała sporo problemów z policją.
„Natomiast wczoraj był już spokój, dzisiaj jak na razie też nie było policji z tego, co wiem. Sytuacja się uspokoiła” - mówi rozmówca Sputnika i dodaje:
Natomiast tutaj pojawił się cały ruch wśród restauracji, które chcą za naszym przykładem otworzyć swoje lokale.