Czy to znaczy, że Rosja ma prawo prowadzić politykę zagraniczną tylko w krajach i regionach, które USA uznają za pozbawione znaczenia? Bo przecież jest dość oczywistym, iż – w dzisiejszym międzynarodowym klimacie – każda aktywna działalność rosyjska, nakierowana na umacnianie relacji i budowanie wpływów, będzie przez USA uznana za „osłabianie bezpieczeństwa”.
Łącznie z udostępnieniem szczepionki Sputnik V sześćdziesięciu krajom świata, co też jest w amerykańskich mediach przedstawiane jako forma „miękkiej agresji”.
Nieudolni truciciele z FSB
Z drugiej strony wszakże – kolonialna arogancja, na której opiera się amerykańska polityka zagraniczna, działa coraz słabiej i coraz mniej jest państw, które są gotowe bezkrytycznie wysłuchiwać amerykańskich poleceń. Tragiczne skutki wojen Busha na Bliskim Wschodzie, światowy kryzys z 2008 roku spowodowany uległością kolejnych administracji USA wobec deregulacyjnych żądań sektora finansowego, groteskowa kadencja Trumpa – to tylko kilka z przyczyn, dla których cywilizowany świat słucha Ameryki coraz mniej.
Co się stało? Odpowiedź na to pytanie można – do pewnego stopnia – znaleźć w magazynie „Foreign Policy”, gdzie Edward Fishman, były pracownik departamentu stanu, obecnie ekspert think-tanku Atlantic Council, ogłasza już w tytule tekstu: „Sankcje nie powstrzymają Nord Stream 2. Powstrzyma go dyplomacja”.
Niemcy niegrzeczni i drażliwi
Wziąwszy pod uwagę, że ten olbrzymi projekt, korzystny dla Rosji i Niemiec, jest ukończony w 95 procentach – teza zawarta w tytule może zdawać się nieco wątpliwa. Siła sprawcza amerykańskiej dyplomacji w 2021 roku nie wydaje się aż tak wielka.
Dobrze, że poważni amerykańscy analitycy zaczynają dostrzegać, że magiczny wpływ „ziemi wolnych i domu dzielnych” w multibiegunowym świecie nie jest już taki, jak był za czasów Pax Americana. Można mieć nadzieję, że od nich dowiedzą się tego polscy eksperci i politycy. Bo póki co, z rozumieniem tej prawdy u nas słabo.
Polska – nieproszony prymus
Szczenięca skwapliwość, z jaka polski rząd rzucił się wydalać z RP rosyjskich dyplomatów, chwilę po tym, jak o kroku takim poinformował Biały Dom, jest żenująca na wielu poziomach.
W tym momencie chciałoby się zapytać: uzgodnione z kim? Zważywszy na to, że liderzy nie tylko Kanady, Meksyku, Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec, Japonii, Korei Południowej, Indii, ale także Szwecji i Szwajcarii doczekali się telefonu od nowego „przywódcy wolnego świata” przed prezydentem RP – nie zakładałabym, że zaraz po ogłoszeniu sankcji Anthony Blinken chwycił za telefon, żeby „uzgadniać decyzje sojusznicze” z ministrem Rauem. Podejrzewam raczej, że nikt nas nie prosił o wyrzucanie rosyjskich dyplomatów i dodatkowe psucie i tak bardzo skomplikowanych stosunków z sąsiednim atomowym mocarstwem.
A jakby tego był mało – dołączając się, bez zaproszenia, do amerykańsko-rosyjskiej rozgrywki, Polska zachowuje się jak żaba, która podstawia nogę do kucia. Nie jestem jakąś żarliwą patriotką – ale bardzo nie lubię tak myśleć o swojej ojczyźnie.