Medycy protestują: Podwyżka pensji dla polityków to dla nas kolejny policzek
14:00 09.08.2021 (Zaktualizowane: 16:29 09.08.2021)
© Fotolia / Syda ProductionsLekarze podczas operacji

Pracownicy ochrony zdrowia zapowiadają na 11 września duży protest uliczny. Mówią, że gdy zamykają się oddziały i gdy nie ma komu tam pracować, nie mają po prostu innego wyjścia. Co jeszcze niepokoi przedstawicieli zawodów medycznych, którzy zamierzają wyjść na ulice, dowiedział się Sputnik.
O zaplanowanym proteście poinformowano w siedzibie Naczelnej Izby Lekarskiej. Udział w proteście wezmą przedstawiciele prawie wszystkich zawodów medycznych, w tym lekarze, pielęgniarki, diagności laboratoryjni, technicy, fizjoterapeuci i inne grupy zawodowe. Jak podaje „Puls Medycyny”, do Warszawy może przyjechać co najmniej kilkanaście tysięcy osób.
Przede wszystkim medycy domagają się podwyżek wynagrodzeń, doinwestowania ochrony zdrowia, zwiększenia liczby finansowanych świadczeń dla pacjentów.
Miarka się przebrała
Jak wyjaśnia w rozmowie ze Sputnikiem lekarka SOR, członek Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy (OZZL) Katarzyna Pikulska, protestów ulicznych na taką skalę, „żeby wszystkie zawody robiły to razem”, w Polsce jeszcze nie było. Nie ma wątpliwości, że taka akcja dzisiaj jest jak najbardziej potrzebna.
© Zdjęcie : ScreenshotLekarka SOR, członek OZZL - Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy Katarzyna Pikulska

Lekarka SOR, członek OZZL - Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy Katarzyna Pikulska
© Zdjęcie : Screenshot
– Myślę, że to jest najwyższy czas, po prostu, przebrała się miarka u wszystkich. Jesteśmy naprawdę lekceważeni przez rząd i chcemy, żeby się to zmieniło – mówi Katarzyna Pikulska.
Niedawne rozporządzenie prezydenta Dudy o podwyżkach pensji dla polityków rozmówczyni Sputnika uważa za niesprawiedliwe i amoralne. Przypomnijmy, że premier i marszałkowie mają dostać ponad 20 tys. zł miesięcznie, a posłowie po 12 tys. zł.
Przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych Krystyna Ptok tymczasem oświadczyła, że w grupie zawodowej pielęgniarek są jeszcze osoby, które w tej chwili biorą na rękę 2100 złotych.
– To jest po prostu kpina, dlatego że na przykład lekarze w tym roku dostali podwyżkę 19 zł. Pielęgniarki chciały podwyżki rzędu dwustu złotych i nie dostały jej, a tutaj się okazuje, że jednego dnia politycy potrafią sobie podnieść pensję tak naprawdę dwukrotnie. To żenada. Dla nas to taki kolejny policzek. Jeśli chodzi o dodatki covidowe, to w bardzo wielu miejscach do tej pory nie zostały one w ogóle wypłacone. Medycy się sądzą o te dodatki, które im się powinny należeć. Rząd odmawia jakichkolwiek sensownych rozmów o płacach i o finansowaniu ochrony zdrowia. Ale dla siebie politycy znaleźli pieniądze. Nie powinno tak być – podkreśla Katarzyna Pikulska.
Pandemia COVID-19 jedynie zaostrzyła kryzys
Przyznaje, że pandemia COVID-19 zaostrzyła kryzys w ochronie zdrowia i pokazała, jak wielkie są dziury w tej branży.
Myślę, że tak było w każdym kraju, chociaż w Polsce było naprawdę bardzo ciężko. Bardzo długo czekaliśmy na testy, nie było miejsc, żeby leczyć pacjentów, nie było respiratorów – mówi Katarzyna Pikulska.
Według rozmówczyni był to bardzo ciężki czas, ale „jakoś przetrwaliśmy tę sytuację”.
– Wszyscy mają dość. Bardzo wielu ratowników medycznych zwolniło się z pracy, w wielu miejscach nie ma obsady karetek i nie ma komu jechać do pacjenta. Zamykają są oddziały, bo nie ma lekarzy, nie ma po prostu komu pracować. Więc ja się spodziewam bardzo dużego protestu ulicznego, jest też planowane „białe miasteczko”, które pozostanie, tak żeby ten strajk się rozwijał – mówi Katarzyna Pikulska.
Dodaje, że ratownicy medyczni protestują już od dwóch miesięcy.
W komitecie protestacyjno-strajkowym, organizującym wrześniową akcję, znajdują się przedstawiciele wszystkich zawodów medycznych poza ratownikami – z powodu tego, że nie mają oni jednej reprezentacji, związki są podzielone. Chociaż, jak powiedział wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej Artur Drobniak, oni też „chcą dołączyć do akcji”.
„Nie jest tak, żebyśmy tylko myśleli o pieniądzach”
Wspiera kolegów, m.in. Adam Piechnik, ratownik medyczny i pielęgniarz z Warszawy, który w komentarzu dla Sputnika wyjaśnia, że ratownicy medyczni „byli jakby do tej pory trochę z boku”.
© Zdjęcie : ScreenshotAdam Piechnik, ratownik medyczny i pielęgniarz z Warszawy

Adam Piechnik, ratownik medyczny i pielęgniarz z Warszawy
© Zdjęcie : Screenshot
– Bo jesteśmy bardzo nieliczną tak naprawdę wobec na przykład pielęgniarek grupą zawodową. Z drugiej strony, w kształcie, jaki ma w tej chwili system ochrony zdrowia, przy tym, co robimy codziennie, jeśli zdecydujemy się na to, że nie obstawimy karetek, że te karetki nie będą wyjeżdżać, to też będzie miało swoją wagę. Niewyjeżdżanie, nieobsadzanie karetek będzie skutkowało tym, że gdzieś ta pomoc nie dotrze. Ale, z drugiej strony, nie mam wątpliwości, że ten system, wyglądający tak, jak w tej chwili, i tak zabija ludzi, z tym, że w dużym procencie zabija też nas. Coś z tym musimy zrobić – mówi Adam Piechnik.
Uważa jednak, że „rząd przez dziesięciolecia fantastycznie sobie radzi z rozbrajaniem takich protestów”.
– Więc chciałbym, żeby środowisko nie dało się zmanipulować, żeby wiedziało, że tylko i wyłącznie po pewnej determinacji jest szansa na jakiś sukces. Chciałbym, żeby środowisko wystąpiło już holistycznie, że tak powiem, całościowo, żeby idea porozumienia zawodów medycznych, która trochę przygasła jakiś czas temu, teraz się odrodziła i żebyśmy naprawdę efektywnie, mocno, zdecydowanie zażądali zmian – podkreśla Adam Piechnik.
Jak wyjaśnia, żeby pracownik medyczny mógł osiągnąć jakieś w miarę godne zarobki, musi pracować w dwóch-trzech miejscach – „wynagrodzenia nie pozwalają w zasadzie ani godnie pracować, ani wypoczywać”.
Doświadczając takich rzeczy, które przeciętnemu Kowalskiemu wystarczą jednokrotnie do tego, żeby załamać układ nerwowy, my doświadczamy tego w trójnasób, bo pracując nie na jednym etacie tylko gdzieś tam na trzech, żeby godnie zarabiać, wypalamy się. Nie jest tak, żebyśmy tylko myśleli o pieniądzach. Chcemy być jak najlepsi w tym, co robimy, mieć tę pasję, tę radość z tego, że nam się udaje, bo niesiemy pomoc ludziom w najróżniejszy sposób – przypomina Adam Piechnik.
„Jeśli rzucimy to w diabły, stracą na tym tylko pacjenci”
Jego zdaniem sytuacja z koronawirusem nie zmienia nic, jeśli chodzi o skutki sondaży partyjnych.
– Pandemia pokazała nam tylko i wyłącznie to, że wobec polityków – takich, którzy niszczą to państwo, nie próbują go reformować w sposób właściwy – chyba nie ma wyjścia i wyboru, niezależnie od naszych poglądów politycznych i sympatii, jak tych szkodników zwyczajnie pogonić. Niestety, odnoszę wrażenie, że może umrzeć parędziesiąt tysięcy ludzi, ale nie drgnie nic w sondażach tych partii, które utrzymują się gdzieś tam cały czas u żłoba, i wokół tego żłoba się kręcą. I to jest przerażające dla nas jako społeczeństwa. A dla nas, jako medyków, chyba jest drogowskazem do tego, że musimy o te zmiany nie prosić, tylko musimy ich zażądać – uważa Adam Piechnik.
Jest zdania, że jeżeli warunki pracy pracowników medycznych się nie zmienią, to wielu z nich w końcu z niej zrezygnuje i zamiast branży medycznej zaczną pracować „w sklepie, na taksówce, gdziekolwiek indziej”.
– My zaczniemy normalnie wracać do domu, o normalnych porach, będziemy mieli wolne weekendy, nie będziemy oglądać tych dramatów. Jeśli ktoś na tym straci, że postanowimy rzucić to w diabły, to pacjenci. To ci ludzie, do których nie przyjedzie doświadczony, świetnie wykształcony medyk – powiedział na zakończenie Adam Piechnik, ratownik medyczny i pielęgniarz z Warszawy.