„Do pierwszej śmierci”. Wstrząsające świadectwo spod granicy
© AFP 2022 / Wojtek RadwanskiMigranci na polsko-białoruskiej granicy

© AFP 2022 / Wojtek Radwanski
Lekarka, której w ostatnią sobotę nie dopuszczono do grupy ludzi koczujących na pasie ziemi przy granicy z Białorusią, uważa, że postępowanie służb nosi znamiona tortur i że za chwilę ktoś z nich może umrzeć. Niedopuszczalne jest czekanie, aż wydarzy się dramat. Dla państwa ewidentnie w tym wszystkim ważniejszy jest efekt odstraszający.
W grupie przetrzymywanej na 10-metrowym skrawku ziemi w Usnarzu Górnym jest pięć kobiet oraz 15-letnia dziewczynka. Nie mają środków higienicznych ani leków, nie dopuszczono do nich pomocy medycznej, aktywistów ani dziennikarzy.
Ich gehenna trwa już dwa tygodnie. Co się stanie, jeśli ci ludzie nie otrzymają natychmiastowej pomocy? Odpowiedź jest prosta i zna ją Paulina Bownik, lekarka, której nie dopuszczono do uwięzionych na granicy: „Po prostu umrą”.
„Mamy rozkazy”
Tak tłumaczą się pogranicznicy. Jednak lekarka dostrzega w ich działaniu niekonsekwencję. Twierdzi, że wcześniej, gdy grupa migrantów była liczniejsza (część osób wycofała się na Białoruś), nosili im jedzenie, teraz jednak odmówili przekazania leków, w obawie o oskarżenia o przemyt.
Wycieńczeni ludzie trzymają transparent po angielsku: „Pomóżcie nam. Umieramy” – jednak to nie wystarczyło, aby dopuścić do nich lekarza. Paulina Bownik po raz pierwszy była w takiej sytuacji, gdy nie dopuszczono jej do potrzebującego pacjenta. Jak podkreśla, strażnicy nie stosowali przemocy, ale fizycznie oddzielili ją od grupy.
- Nie spodziewałam się, że dojdzie do aż takiej sytuacji. Myślałam, że karetka już dawno tam będzie i będzie już po wszystkim. Natomiast osoby, które próbowały wezwać pomoc, powiedziały, że już długo starają się to zrobić, każdy po kolei im odmawiał, a lekarz pogotowia ratunkowego stwierdził, że nie przyjedzie tam, bo się boi. Ostatecznie dyspozytor stwierdził, że wyłącznie Straż Graniczna może wezwać karetkę - powiedziała lekarka Onetowi.
"To kwestia czasu, zanim ci ludzie zaczną umierać - alarmuje lekarka Paulina Bownik. - Prawdopodobnie kilka osób ma już zapalenie płuc. Trudno jest mi się teraz nie rozpłakać."
— Agata Diduszko-Zyglewska (@agatadiduszko) August 22, 2021
Pisowskie państwo bezprawia jawnie torturuje ludzi. https://t.co/CrEFTJWZHk
„Do pierwszego trupa”
Lekarka uważa, że ludzie spod granicy są torturowani, a także, że pierwsza śmierć może nastąpić bardzo szybko. Być może nawet dziś. Pomocy potrzebują zwłaszcza najstarsza oraz najmłodsza z migrantek.
- Myślę, że można bez żadnej przesady powiedzieć, że jest to rozgrywka do pierwszego trupa. Kobiety są o wiele mniej odporne na takie warunki. Przepuszczam, że pierwszą osobą, którą wyniosą w tym czarnym worku, będzie któraś z kobiet i to pewnie ze skrajnych grup wiekowych. Najmłodsza znajdująca się tam dziewczyna ma 15 lat, a najstarsza kobieta, która tam przebywa 50. Myślę więc, że prawdopodobnie to będzie któraś z nich – mówi lekarka. Spośród uchodźców „przechwyconych” w innych miejscach do szpitala trafił już jeden ze starszych mężczyzn, około 60-letni, z zapaleniem płuc. Również wśród osób, które utkwiły w Usnarzu, są chorzy na astmę i zapalenie płuc.
W pobliżu Usnarza Górnego od kilkunastu dni koczuje grupa migrantów. Paulina Bownik, która w sobotę bezskutecznie próbowała przedostać się do cudzoziemców, powiedziała w @faktypofaktach, że "sytuacja się pogarsza".https://t.co/LoaOgb2rc2
— tvn24 (@tvn24) August 23, 2021
Po prostu umrą
- Ludzie z karabinami, służby mundurowe, które mają za zadanie zapewniać bezpieczeństwo, oddzielają mnie od potrzebujących. Trudno mi uwierzyć, że to jest mój kraj - mówiła z kolei w TVN24.
W „Faktach po faktach” lekarka przyznała, że Straż Graniczna jest doskonale wyposażona na tego typu sytuacje, posiada najlepszy sprzęt. Mimo to sytuacja się pogarsza, ani Straż Graniczna ani wojsko nie dopuszczają pomocy migrantom.
Nieopodal powstają kolejne zasieki. Nad migrantami litują się lokalsi. Na miejscu czuwają też aktywiści Fundacji Ocalenie.
- Te osoby nie piją dużej ilości wody ani nie jedzą pokarmów, aby w sposób upokarzający nie musieć się wypróżniać na oczach polskich i białoruskich pograniczników. Niepozwalanie na załatwianie swoich podstawowych ludzkich potrzeb zakrawa na formę tortur – podsumowuje Tomasz Kołodziej z fundacji.