https://pl.sputniknews.com/20220202/opinia-kryzys-pozwolil-na-odbudowanie-jednosci-tzw-zachodu-doprawdy--17158803.html
Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz: „Kryzys pozwolił na odbudowanie jedności tzw. Zachodu”. Doprawdy?
Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz: „Kryzys pozwolił na odbudowanie jedności tzw. Zachodu”. Doprawdy?
Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz jest jedną z niewielu osób publicznie aktywnych w Polsce, które rzeczywiście mają pewne pojęcie o współczesnej Rosji i procesach... 02.02.2022, Sputnik Polska
2022-02-02T16:00+0100
2022-02-02T16:00+0100
2022-02-02T17:27+0100
polska
rosja
bezpieczeństwo
victoria nuland
katarzyna pełczyńska-nałęcz
europa wschodnia
europa środkowa
europa środkowo-wschodnia
piszą dla nas
/html/head/meta[@name='og:title']/@content
/html/head/meta[@name='og:description']/@content
https://cdnnpl1.img.sputniknews.com/img/07e6/02/02/17158589_0:520:2717:2048_1920x0_80_0_0_3685f1695be841bafa3bbe8c7610af50.jpg
I pewnie byłaby w stanie wypowiedzieć wiele sensownych myśli na temat polskiej polityki wschodniej, gdyby nie zaangażowanie polityczne, którego wydaje się być zakładniczką.Czym jest „Ukraina”Ostatnio Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz wysunęła tezę, że powrót Rosji do podmiotowej roli w polityce międzynarodowej, przypieczętowany propozycjami Moskwy w sprawie układu gwarantującego bezpieczeństwo w Europie Środkowo-Wschodniej , jest w istocie przejawem jej słabości. Żadnych argumentów na poparcie tej tezy nie prezentuje. Twierdzi tylko, że na Kremlu chcą odbudowy imperium z czasów radzieckich, a w byłych republikach wręcz przeciwnie – nikt nie chce wpływów Rosji.Do byłej ambasador nie dociera najwyraźniej prosta prawda: to nie życzenia i preferencje społeczeństw określają strategiczne kierunki w polityce zagranicznej, szczególnie w przypadku krajów nie będących podmiotami, lecz przedmiotami stosunków międzynarodowych.Teza, że „Ukraina chce zbliżenia z USA, a z Rosją nie” brzmi szokująco infantylnie. Czym bowiem jest owa „Ukraina”? Czy Pełczyńskiej-Nałęcz chodzi o władze ukraińskie? W tym przypadku niezbyt liczą się ich życzenia. Bo od samego początku zostały zainstalowane przez graczy zewnętrznych. Czyżby pani ambasador zapomniała już o słynnych ciasteczkach i nieco mniej słynnych nagraniach amerykańskiej zastępcy sekretarza stanu Victorii Nuland z Kijowa z 2014 roku? One mówią wszystko: Ukraina jest nie tylko państwem upadłym (nie kontroluje swego terytorium, nie gwarantuje bezpieczeństwa, przede wszystkim socjalno-ekonomicznego własnym obywatelom), ale na dodatek jej nominalne władze zależą całkowicie od swoich zagranicznych mocodawców.A może Pełczyńska-Nałęcz pod pojęciem „Ukraina” rozumie ludność tego terytorium? Jeśli tak, warto byłoby odwołać się do jakichś badań opinii publicznej. Jakoś o nich w tekście byłej pani ambasador nie przeczytamy. Żadnych faktów. Tylko impresje autorki, intuicje, które osobom na takim poziomie wiedzy i doświadczenia zwyczajnie nie przystoją.Jedność, której nie maZdaniem Katarzyny Pełczyńskiej-Nałęcz kryzys pozwolił na odbudowanie jedności tzw. Zachodu. Doprawdy? Wydaje się, że jest wręcz odwrotnie. Kontynentalna Europa, na czele z Niemcami i Francją, głosi potrzebę dialogu i porozumienia z udziałem Moskwy, intensyfikacji formatu normandzkiego, a przede wszystkim pokojowego rozstrzygnięcia istniejących sprzeczności.Blok anglosaski (Wielka Brytania, w pewnym stopniu Stany Zjednoczone) wraz ze swoimi satelitami środkowoeuropejskimi (Polska, Litwa, Łotwa, Estonia) dmą w wojenne trąby, dążąc za wszelką cenę do konfrontacji z Rosją. Przywódcy szeregu innych krajów (Węgry, Chorwacja) otwarcie zaś deklarują, że w żadne awantury związane z Ukrainą wciągnąć się nie dadzą. Czy nadal pani ambasador widzi tu jedność?Poza wszystkim innym, taka jedność byłaby symptomem, jak się swego czasu wyraził prezydent Francji, „śmierci mózgu”. Dobrze, że jedności nie ma. Źle, że Polska znalazła się w partii wojny, która szkodzi nie tylko własnemu bezpieczeństwu, ale też i Ukrainie. Mówili o tym ostatnio przedstawiciele administracji ukraińskiego prezydenta, wskazując, że wojenne pohukiwania i sianie paniki spowodowały już wymierne straty na rynkach finansowych i w gospodarce kraju, szacowane na kilka miliardów dolarów. Ot, taki prezent od „przyjaciół” Ukrainy z Waszyngtonu i Londynu, wspieranych przez anglosaski wsad na kontynencie, czyli Warszawę, Wilno, Rygę i Tallinn.Strategiczne fantazjeNa koniec Pełczyńska-Nałęcz objawia nam trzy „strategiczne prawdy”, które w połowie wydają się raczej fantazjami. Pierwsza głosi, że Rosja jest niebezpieczna. Kłóci się wprawdzie z wcześniejszą tezą, że jest rzekomo słaba. Stoi też w sprzeczności z logiką i zdrowym rozsądkiem. Współczesna Rosja nigdy nie zgłaszała jakichkolwiek roszczeń pod adresem Polski. Nie jest zatem dla nas, nawet w najmniejszym stopniu, zagrożeniem. „Prawda” druga, o dziwo, częściowo pokrywa się z rzeczywistością. Była ambasador twierdzi, że Niemcy obawiają się „wzięcia przywództwa” i ta ich słabość jest groźniejsza od siły. Ma rację, Berlin jest bardzo zachowawczy. Ale nie w tym sensie, który mu przypisuje. Niemiecki rząd już dawno mógłby grać na suwerenność i wyzwolenie się spod wpływów anglosaskich, ale z różnych względów obawia się prowadzenia rzeczywiście niezależnej i zgodnej z interesami całego kontynentu polityki zagranicznej, szczególnie w stosunku do Rosji. I to jest jego słabością, a nie – jak sugeruje Pełczyńska-Nałęcz – rzekome złudzenia co do Moskwy.Ostatnia „prawda” jest przerażająca. Ale w sumie dość bliska rzeczywistości. Pełczyńska-Nałęcz twierdzi, że „my sami możemy bardzo niewiele”. Jest optymistką, bo my sami nie możemy w polityce międzynarodowej nic. A dlaczego? Bo niemal cała polska klasa polityczna z jednej strony cierpi na fobie i brak realizmu, a z drugiej – ochoczo oddaje się do pełnej dyspozycji anglosaskich koordynatorów naszej części Europy. Dopóki to się nie zmieni, wszelkie próby racjonalnej dyskusji o polskiej polityce wschodniej będą skazane na porażkę.
https://pl.sputniknews.com/20220109/usa-chca-zostawic-rosje-bez-smartfonow-i-laptopow-16956292.html
https://pl.sputniknews.com/20220129/wegry-odrzucily-oferte-usa-nie-chca-dodatkowych-jednostek-wojskowych-w-kraju-17121821.html
polska
rosja
europa wschodnia
europa środkowa
europa środkowo-wschodnia
Sputnik Polska
kontakt.pl@sputniknews.com
+74956456601
MIA „Rosiya Segodnya“
2022
Mateusz Piskorski
https://cdnnpl1.img.sputniknews.com/img/04/10/041016_209:0:1072:863_100x100_80_0_0_8418e4a20bb3009bd5cc3fa6ec938e7d.jpg
Mateusz Piskorski
https://cdnnpl1.img.sputniknews.com/img/04/10/041016_209:0:1072:863_100x100_80_0_0_8418e4a20bb3009bd5cc3fa6ec938e7d.jpg
Aktualności
pl_PL
Sputnik Polska
kontakt.pl@sputniknews.com
+74956456601
MIA „Rosiya Segodnya“
https://cdnnpl1.img.sputniknews.com/img/07e6/02/02/17158589_0:10:2717:2048_1920x0_80_0_0_3d36e08fbac8ef6ccba737de30b6d927.jpgSputnik Polska
kontakt.pl@sputniknews.com
+74956456601
MIA „Rosiya Segodnya“
Mateusz Piskorski
https://cdnnpl1.img.sputniknews.com/img/04/10/041016_209:0:1072:863_100x100_80_0_0_8418e4a20bb3009bd5cc3fa6ec938e7d.jpg
polska, rosja, bezpieczeństwo, victoria nuland, katarzyna pełczyńska-nałęcz, europa wschodnia, europa środkowa, europa środkowo-wschodnia
Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz: „Kryzys pozwolił na odbudowanie jedności tzw. Zachodu”. Doprawdy?
16:00 02.02.2022 (Zaktualizowane: 17:27 02.02.2022) Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz jest jedną z niewielu osób publicznie aktywnych w Polsce, które rzeczywiście mają pewne pojęcie o współczesnej Rosji i procesach wokół niej zachodzących. Była wiceminister spraw zagranicznych i ambasador w Federacji Rosyjskiej dziś jest w opozycji, wspierając ekspercko partię Szymona Hołowni.
I pewnie byłaby w stanie wypowiedzieć wiele sensownych myśli na temat polskiej polityki wschodniej, gdyby nie zaangażowanie polityczne, którego wydaje się być zakładniczką.
Czym jest „Ukraina”
Ostatnio
Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz wysunęła tezę, że powrót Rosji do podmiotowej roli w polityce międzynarodowej, przypieczętowany propozycjami Moskwy w sprawie układu gwarantującego bezpieczeństwo w Europie Środkowo-Wschodniej , jest w istocie przejawem jej słabości. Żadnych argumentów na poparcie tej tezy nie prezentuje. Twierdzi tylko, że na Kremlu chcą odbudowy imperium z czasów radzieckich, a w byłych republikach wręcz przeciwnie – nikt nie chce wpływów Rosji.
Do byłej ambasador nie dociera najwyraźniej prosta prawda: to nie życzenia i preferencje społeczeństw określają strategiczne kierunki w polityce zagranicznej, szczególnie w przypadku krajów nie będących podmiotami, lecz przedmiotami stosunków międzynarodowych.
Ukraińców nikt nie pytał, ani nie pyta o to, z kim Kijów ma zawierać sojusz, a od kogo trzymać się na dystans.
Teza, że „Ukraina chce zbliżenia z USA, a z Rosją nie” brzmi szokująco infantylnie. Czym bowiem jest owa „Ukraina”? Czy Pełczyńskiej-Nałęcz chodzi o władze ukraińskie? W tym przypadku niezbyt liczą się ich życzenia. Bo od samego początku zostały zainstalowane przez graczy zewnętrznych. Czyżby pani ambasador zapomniała już
o słynnych ciasteczkach i nieco mniej słynnych nagraniach amerykańskiej zastępcy sekretarza stanu
Victorii Nuland z Kijowa z 2014 roku? One mówią wszystko: Ukraina jest nie tylko państwem upadłym (nie kontroluje swego terytorium, nie gwarantuje bezpieczeństwa, przede wszystkim socjalno-ekonomicznego własnym obywatelom), ale na dodatek jej nominalne władze zależą całkowicie od swoich zagranicznych mocodawców.
A może Pełczyńska-Nałęcz pod pojęciem „Ukraina” rozumie ludność tego terytorium? Jeśli tak, warto byłoby odwołać się do jakichś badań opinii publicznej. Jakoś o nich w tekście byłej pani ambasador nie przeczytamy. Żadnych faktów. Tylko impresje autorki, intuicje, które osobom na takim poziomie wiedzy i doświadczenia zwyczajnie nie przystoją.
Jedność, której nie ma
Zdaniem Katarzyny Pełczyńskiej-Nałęcz kryzys pozwolił na odbudowanie jedności tzw. Zachodu. Doprawdy? Wydaje się, że jest wręcz odwrotnie. Kontynentalna Europa, na czele z Niemcami i Francją, głosi potrzebę dialogu i porozumienia z udziałem Moskwy, intensyfikacji formatu normandzkiego, a przede wszystkim pokojowego rozstrzygnięcia istniejących sprzeczności.
Blok anglosaski (Wielka Brytania, w pewnym stopniu Stany Zjednoczone) wraz ze swoimi satelitami środkowoeuropejskimi (Polska, Litwa, Łotwa, Estonia)
dmą w wojenne trąby, dążąc za wszelką cenę do konfrontacji z Rosją. Przywódcy szeregu innych krajów (Węgry, Chorwacja) otwarcie zaś deklarują, że w żadne awantury związane z Ukrainą wciągnąć się nie dadzą. Czy nadal pani ambasador widzi tu jedność?
Poza wszystkim innym, taka jedność byłaby symptomem, jak się swego czasu wyraził prezydent Francji, „śmierci mózgu”. Dobrze, że jedności nie ma. Źle, że Polska znalazła się w partii wojny, która szkodzi nie tylko własnemu bezpieczeństwu, ale też i Ukrainie.
Mówili o tym ostatnio przedstawiciele administracji ukraińskiego prezydenta, wskazując, że wojenne pohukiwania i sianie paniki
spowodowały już wymierne straty na rynkach finansowych i w gospodarce kraju, szacowane na kilka miliardów dolarów. Ot, taki prezent od „przyjaciół” Ukrainy z Waszyngtonu i Londynu, wspieranych przez anglosaski wsad na kontynencie, czyli Warszawę, Wilno, Rygę i Tallinn.
Strategiczne fantazje
Na koniec Pełczyńska-Nałęcz objawia nam trzy „strategiczne prawdy”, które w połowie wydają się raczej fantazjami. Pierwsza głosi, że Rosja jest niebezpieczna. Kłóci się wprawdzie z wcześniejszą tezą, że jest rzekomo słaba. Stoi też w sprzeczności z logiką i zdrowym rozsądkiem. Współczesna Rosja nigdy nie zgłaszała jakichkolwiek roszczeń pod adresem Polski. Nie jest zatem dla nas, nawet w najmniejszym stopniu, zagrożeniem.
„Prawda” druga, o dziwo, częściowo pokrywa się z rzeczywistością. Była ambasador twierdzi, że
Niemcy obawiają się „wzięcia przywództwa” i ta ich słabość jest groźniejsza od siły. Ma rację, Berlin jest bardzo zachowawczy. Ale nie w tym sensie, który mu przypisuje. Niemiecki rząd już dawno mógłby grać na suwerenność i wyzwolenie się spod wpływów anglosaskich, ale z różnych względów obawia się prowadzenia rzeczywiście niezależnej i zgodnej z interesami całego kontynentu polityki zagranicznej, szczególnie w stosunku do Rosji. I to jest jego słabością, a nie – jak sugeruje Pełczyńska-Nałęcz – rzekome złudzenia co do Moskwy.
Ostatnia „prawda” jest przerażająca. Ale w sumie dość bliska rzeczywistości. Pełczyńska-Nałęcz twierdzi, że „my sami możemy bardzo niewiele”. Jest optymistką, bo my sami nie możemy w polityce międzynarodowej nic. A dlaczego? Bo niemal cała polska klasa polityczna z jednej strony cierpi na fobie i brak realizmu, a z drugiej – ochoczo oddaje się do pełnej dyspozycji anglosaskich koordynatorów naszej części Europy. Dopóki to się nie zmieni, wszelkie próby racjonalnej dyskusji o polskiej polityce wschodniej będą skazane na porażkę.