W każdej rodzinie są jakieś wojenne opowieści. Także i w mojej. Mogę tylko żałować, że za mało o wojnie z dziadkiem rozmawiałem o wojnie. Dziadek zmarł już w roku 1986, zamiast z nim o wojnie porozmawiałem teraz z własnym ojcem.
Może opowieści ojca nie są tak barwne jak weteranów, bo był w czasie wojny tylko kilkuletnim dzieckiem i są to opowieści widziane oczami chłopca, ale i on widział upadek Powstania Warszawskiego, gdy jako 6 letni chłopiec był przeganiany z prawej strony Wisły na lewą przez płonąca Starówkę. Dalej na Zachód aż pod Sochaczew. Był świadkiem ciężkich walk w czasie wyzwalania Polski na Białołęce, gdzie moja rodzina przeniosła się z Warszawy, gdy zaczęła się niemiecka okupacja. Teren ten parę razy przechodził z rąk do rąk, a walki radziecko-niemieckie były bardzo intensywne.
Wreszcie usłyszałem ciekawa opowieść o Kampanii Wrześniowej. Mój dziadek, Kazimierz Augustyniak, w randze kaprala został zmobilizowany do 30 Płk Artylerii Lekkiej, z którym to pułkiem w pierwszych dniach września przekroczył granicę Prus Wschodnich i brał udział w bitwie, w której po stronie niemieckiej brały udział czołgi, a po naszej artyleria. Bitwę wygraliśmy dzięki doskonałym działkom i pociskom jakie w niewielkiej ilości, ale jednak, mieliśmy na wyposażeniu polskiej armii. Prawdopodobnie był to produkowany w Polsce 37 mm Bofors L/45/M, małe działo, które było w stanie zniszczyć każdy
niemiecki czołg. Po wzięciu do niewoli niemieckich czołgistów, dziadek pamiętając jeszcze przedwojenny slogan – nie oddamy nawet guzika i że nic nam nie zrobi nikt, bo z nami Śmigły-Rydz – był przekonany, że damy rade i pewnie niedługo będziemy w Berlinie? Tak się oczywiście nie stało, ale dziadek opowiadał o tym długie lata z niemałą satysfakcją.
©
Sputnik . Aleksiej Witwicki
Przeniesiony z oddziałem na Wschód, już po 17 września trafił do rosyjskiego obozu jenieckiego. Stamtąd uciekł, bo niespecjalnie ich tam pilnowano. Wrócił
do Warszawy do bliskich. W 1944 brał udział przez kilka godzin w Powstaniu Warszawskim na Pradze, ale nie wiem czy zdążył choć raz wystrzelić. Gdy Powstanie na Pradze upadło zaraz po jego rozpoczęciu, aresztowany trafił do obozu pracy w Niemczech, a stamtąd na wieś do jakiegoś Bauera. Miał szczęście, że trafił do przyzwoitych ludzi i po wojnie wrócił cały i zdrowy do domu… którego już nie było.
Wedle wspomnień ojca, radość z wyzwolenia była u nas powszechna i trwała dobrych kilka lat. I o tym trzeba pamiętać. Tak było jak we wspomnieniach uczestników czy świadków tamtych dni, a nie tak jak piszą oficerowie historyczni z IPN.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)