Kiedy zaczynałem „dziennikarzyć” niedzielne wydanie „Życia Warszawy” przekraczało 600 tysięcy egzemplarzy, a legitymacja redakcyjna otwierała wszystkie drzwi w całej Polsce – sam byłem zadziwiony jak to działa. Potem dostałem służbowe polecenia „budowania” Huty Katowice, Polkoloru, Ursusa. Za ujawnianie niewygodnych dla władzy prawd moi naczelni tłumaczyli się w KC, a ja miałem nakaz pakowania biurka. Na szczęście byli to mądrzy ludzie i szybko znów siadałem do klepania w klawisze. To był dźwięk, niosący się po całej redakcji. Jeszcze zdążyłem opisać końcówkę budowy gazociągu jamalskiego (nawet prasa zagraniczna to zauważyła), a potem wszystko się pozmieniało. Rzecznikowanie w kliku poważnych firmach nauczyło gospodarki. Dlatego lubię przemysł, piwo i wino, a nie lubię banków.
Dostęp do czatu został zablokowany z powodu naruszenia zasad .
Możesz dołączyć ponownie za:∞.
Jeśli nie zgadzasz się z blokowaniem, skorzystaj z formularza opinii
Dyskusja została zakończona. Możesz wziąć udział w dyskusji w ciągu 24 godzin od opublikowania artykułu.