Ten jednowymiarowy pogląd, mający coraz większe „powodzenie” wśród pewnej części Polaków, przez znaczną część niezauważany, a przez większość bagatelizowany zaczyna przybierać bardzo nieprzyjemny wymiar dla wszystkich Polaków.
Ponoć bardzo poważne pismo The Guardian /średni nakład 400 tysięcy/ pozwala sobie zamieścić opinię, w jawny sposób szkalujący Polskę i Polaków w okresie dotyczącym II wojny światowej.Przyczynkiem do ataku okazała się w gruncie rzeczy „towarzyska wizyta” Pary Książęcej w Polsce. Posiłkując się programem wizyty, Pani Kate Maltby postanowiła rozprawić się z udziałem Polaków w mordowaniu Żydów:
„W szkolnych podręcznikach nie ma już żadnych odniesień do polskiego udziału w morderstwie Żydów i innych mniejszości"- The Guardian oraz relatywizować śmierć Polaków w okresie II wojny światowej:
„Odwiedzili były obóz koncentracyjny w Stutthoffie, który powstał głównie z myślą o polskiej inteligencji, a nie Auschwitz-Birkenau znany powszechnie na świecie jako miejsce zagłady przede wszystkim Żydów" — The Guardian.
Kwestii relatywizacji śmierci nie skomentuję, aby nie wpisywać się w chór troglodytów emocjonalnych, których w Polsce jest aż nadto wielu, okazuje się, że nie tylko w Polsce.Kolejny zarzut Pani Kate Maltby: „sponsorowanie przez Państwo Polskie zaprzeczania Holokaustowi”.
Mam nadzieję, że owi troglodyci emocjonalni „pójdą po rozum do głowy”, /jeśli mają jeszcze zdrowe nogi a w głowach coś, co może być celem tej wyprawy/ że tekst w zaprzyjaźnionej angielskiej gazecie to tylko przedsmak na co możemy być narażeni. Rewizjonistów historycznych nie rodzi tylko ziemia nad Wisłą. „Polskie Obozy Śmierci” padały już z tak zacnych dla Polaków ust jak szef CIA i równie zacnych gazet amerykańskich. Jeśli ktoś myśli, że to wszystko przez pomyłkę jest głupszy niż definicja tego stanu umysłu.
Można udawać, że Oświęcim wyzwolili Ukraińcy, a Polakom w PRL wiodło się gorzej niż w Generalnej Guberni. Można pisać głupoty, bo papier wszystko przyjmie, można mówić głupoty szczególnie, że więcej teraz mówiących niż słuchających, ale można obudzić się w nowej rzeczywistości historycznej, w której Niemcy zażyczą sobie rekompensat za tzw. ziemie zachodnie, /ich ziemie wschodnie/ a potomkowie ofiar ulokowanych na ziemiach polskich — obozów niemieckich, odszkodowań za śmierć swoich przodków.
A wyrzucając wszystkie pomniki żołnierzy radzieckich i szczątki poległych z cmentarzy nie będzie można wykopaliskami udowodnić, zaprzeczyć koszmarowi opisanemu powyżej jako niezgodnemu z prawdą historyczną, a to próbuje się osiągnąć „ohydną polityką historyczną”.Na tym tle działania – list na Twitterze — polskiego ambasadora, jakkolwiek uzasadnione i konieczne, w perspektywie i w innych przypadkach mogą okazać się przysłowiową „walką z wiatrakami”. Szczególnie jeśli porównamy, Pan Ambasador ma 1800 obserwujących na Twitterze, a „The Guardian" 400 tysięcy nakładu. Polski i Polaków nie stać /rzecz nie w pieniądzach/ na bieganie po sądach i wyjaśnianie, że nie jesteśmy wielbłądami.
Zdanie z listu ambasadora RP w Londynie, Arkadego Rzegockiego, do redakcji „The Guardian", powinno być czymś w rodzaju memento dla wszystkich poprawiaczy historii:
Szanuję prawo każdego do wypowiadania własnych opinii politycznych, ale nie mogę zaakceptować, kiedy ktoś posługuje się historycznymi przeinaczeniami i dowolnie interpretuje fakty, aby udowodnić tezy, które nie są prawdziwie". Dotyczy to także nas — Polaków i naszego mieszania faktami historycznymi. Kolejną część wypowiedzi że „program wizyty został opracowany przez stronę brytyjską, a z Polską był jedynie konsultowany” uważam, za zwykły przejaw braku godności.
Czy należy rozumieć, że Polacy nie przyczynili się do programu wizyty, to znaczy nie jesteśmy winni, co poparłoby tezę zawartą w artykule. A może jako Polacy nie mamy prawa organizować wizyt bez akceptacji The Guardian czy jak jej tam Pani Kate Maltby?
Kopią, mając Nas za mniej ważnych ze swojej perspektywy, to znaczy robią to samo co my z taką lubością robimy wobec podobnych z naszej perspektywy. Oni mają poczucie własnej wielkości a nasze poczucie wynika z tego że „stoi za nami” ktoś większy.Oby nie okazało się, że po odwróceniu się nikogo za swoimi placami nie zobaczymy. Wystarczy tylko niedbale spojrzeć na karty historii, nie trzeba się zagłębiać aby zobaczyć, że machaliśmy szabelką w poczuciu, że mamy za placami sojuszników, a potem okazywało się, że jesteśmy sami.
Poglądy autora mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)