Patrząc na temat stawianych pytań i odpowiedzi, można prosto określić, że myliłem się za każdym razem, ale to byłoby zbyt proste, aby było prawdziwe.
Dziś wiem, że nie moje odpowiedzi były fałszywe ale pytania były błędne.
Sprowadzając rzecz do absurdu można zapytać: Czy ważne jest, że pies nie znosi jaj, jeśli jaj szukasz i znajdujesz je w psiej budzie? Szukasz jaj a nie kury. Jeśli ograniczysz się tylko do efektu czyli do jaj, to nie jest ważne, jakim cudem te jaja się tam znajdują, ważne jest to, że ty je tam znajdujesz.I choć ta paralela wydaje się być nieco prymitywna, to w moim przekonaniu oddaje stan rzeczy, który pozwala odpowiedzieć na pytania stawiane powyżej.
Kiedy Obama został prezydentem, można było zapytać: „wypadek przy pracy” czy celowe działanie? Kiedy Trump został prezydentem, trudno mówić o wypadku przy pracy a tym bardziej o celowym działaniu, bo mimo tylu oponentów i,jakby to powiedział Jarosław Kaczyński „wściekłej opozycji”, Trump prezydentem został. Jego wygrana to przegrana amerykańskiego establishmentu, a jej efekt można określić frazą z baśni „Nowe szaty króla” Andersena: „Król jest nagi”, no może nie dosłownie, ale prezydent w Stanach Zjednoczonych nie rządzi. Wszystkie te prasowe opowieści, tworzenie mitu w rodzaju: najważniejszy człowiek świata, najmocniejszy człowiek świata itp. to propaganda na użytek prostaczków, jak się mówi, nie chcąc używać „dorosłej” formy.
Początek i śmiem twierdzić, że także koniec prezydentury Trumpa, będą sobie równe. Istnieje tylko jedna możliwość, że Trump będzie „pełnokrwistym” prezydentem, jest nią „pełnokrwista” wojna. Kandydat do takiej wojny rządzi na Półwyspie Koreańskim i nazywa się Kim Dzong Un, ale problem jest o wiele bardziej złożony niż dotychczasowe harce amerykańskich „jastrzębi”.Nie znaczy to jednak, że prezydentura Trumpa nie przyniesie nowej fali w amerykańskim społeczeństwie, wszak przekonać się, że uczestnictwo wyborcze to zwykła zabawa dla ludu, nie jest niczym przyjemnym, jeśli występuje się w roli „We the people” a jest się zwykłym listkiem figowym.
Rewolucji tam nikt nie zrobi, ale niepokój zasieje i przyszłe boje o ten „najważniejszy urząd świata” będą naznaczone casusem Trumpa.
Konkludując, Obama dla świata był przykładem, że demokracja w Stanach Zjednoczonych to nie są puste słowa /nawet czarnoskóry może zostać prezydentem/ i jego wygrana to „celowe działanie”, a Trump dla świata stał się przykładem, że peany o amerykańskiej demokracji to zwykła bujda i jego wygrana jest „wypadkiem przy pracy”, której rozmiar próbuje się pomniejszać poprzez oskarżanie ruskich o ingerencję w proces wyborczy.W tym względzie, rzeczywistość polityczna Stanów Zjednoczonych przypomina bardziej zmodyfikowaną wersję monarchii parlamentarnej, której lud wybiera prezydenta/króla, a realną władzę sprawuje demokratycznie wyłaniany parlament i rząd, przy czym amerykańska modyfikacja systemu monarchicznego zakłada, że rząd pozostaje w ukryciu przed społeczeństwem.
Heroiczna walka wyborcza Trumpa okazała się pyrrusowym zwycięstwem, a jego wiedza o kompetencjach i władzy prezydenckiej w Stanach Zjednoczonych była co najmniej niedostateczna i trzeba dodać, że brak wiedzy zarzucało Trumpowi wielu jego oponentów. Oni wiedzieli, że prezydent nie rządzi, Trump nie wiedział, ale się przekonał i teraz już wie. Oni mówili prawdę, Trump kłamał mówiąc, że wie.W ten sposób takie państwo de facto rządzone jest przez tajemnicze grupy nacisku, a prezydencka forma rządów staje się tu jedynie dekoracją. Prezydent panuje ale nie rządzi.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)