Ludzkość od dawna poszukuje coraz to nowych „wspomagaczy”, więc patrząc z tego punktu widzenia, można wnioskować, że antyrosyjska histeria nie jest zła, skoro jakiejś grupie „robi dobrze”. Rzecz jednak w tym, że niewielka grupa zaspokaja swoje emocjonalne potrzeby kosztem dużych grup społeczno-zawodowych.
W momencie wprowadzania antyrosyjskich sankcji i tzw. rosyjskiej odpowiedzi „na tapecie” pojawiły się polskie jabłka.
Wielu polityków, zapatrzonych w tzw. zachód, kibicowało wprowadzaniu sankcji z tak wielką satysfakcją, że w tej euforii zapomnieli, że owe sankcje uderzają w nich samych i ich elektorat. Kiedy już do nich dotarło, że sami stworzyli sobie wielki problem, to zaczęli nadrabiać dobrą miną, czyli polska klasyka: dobra mina do złej gry.
Producenci jabłek wiedzieli, że dobrze to się nie skończy, ale politycy nie tracili rezonu. Minister Marek Sawicki malkontentów i niedowiarków nazwał wprost: „Jesteście frajerami”. Propaganda sukcesu i niezachwiana wiara w polski spryt pozwalały sprzedawać polskie jabłka do Rosji poprzez państwa trzecie. Wielu polityków/naiwniaków tak było dumnych z tych działań, że publicznie ogłaszali, że polskie jabłka mimo sankcji pojawiają się w rosyjskich sklepach i na rosyjskich stołach.
W momencie kiedy polscy politycy i sadownicy popadali w euforię, demonstrując swój spryt, zawsze wtedy pojawiał się sygnał ostrzegawczy ze strony rosyjskiej. Polacy nie znają albo zapomnieli rosyjską mądrość ludową „Tisze jediesz dalsze budiesz”. /тише едешь, дальше будешь/Przedstawiciele sadowników i ich polityczna emanacja prześcigali się w pomysłach, gdzie i kto może kupić polskie jabłka. Okazało się, że były wpadki z polskimi jabłkami w Szwecji, że Chiny coś by tam kupiły, ale w klasie premium, bo sami też produkują jabłka. Coś tam udało się wprowadzić na rynek europejski, coś tam zostało zniszczone i sadownicy zadowolili się rekompensatami. Wiele ton jabłek, w ramach darów, zostało przekazane do szkół, do rozdysponowania wśród uczniów oraz do parafii, gdzie księża wprost z ciężarówek nadzorowali rozdawanie jabłek. W parafiach pod kościołami rozdawano także warzywa, które podobnie jak jabłka stały się ofiarami sankcji.
Dziś euforia sankcyjna opadła. Okazało się, że wielkiej polityki nijak nie można pogodzić z codziennym trudem o utrzymanie się na zglobalizowanym rynku. Mało tego, w polskich sklepach można spotkać jabłka z Chile, Argentyny, Nowej Zelandii, Włoch i nie wiadomo skąd, bo jedynie specjaliści mogą określić ich pochodzenie, a konsument zadaje sobie pytanie: Jak to jest, że mamy nadprodukcję jabłek, sadownicy narzekają, że większość produkcji sadowniczej idzie na tzw. przemysł po 8 groszy za kilogram, a w sklepach kilogram jabłek kosztuje 3-4 złote, chyba że jest promocja i można kupić kilogram za… 2 złote.
Kiedy Francuzi zorientowali się, że decyzje polityczne uderzają ich po kieszeni i zagrażają ich ekonomicznej przyszłości, to wyszli na ulice. Zrobili trochę bałaganu to i rząd otrzeźwiał, na razie na 6 miesięcy. W Polsce „frajerzy” pogardzają politykami, ale — paradoksalnie — ciągle im ufają, wierząc, że tylko oni mogą rozwiązać problem, ponieważ sami go stworzyli.
Dziś, tj. 6 grudnia 2018 roku, w okolicach Warki i Grójca można spotkać takie oto obrazki.





Powodzenia i smacznego.
Poglądy autora mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)