To przypuszczenie nabiera aktualności w kontekście oświadczenia francuskiego ministra spraw zagranicznych Jean-Yvesa Le Driana. Powiedział dziennikarzom, że francuski Sekretariat Generalny Obrony i Bezpieczeństwa Narodowego bada informację o związku Rosji z protestami „żółtych kamizelek": „Wiem o tych pogłoskach… Popatrzymy na wyniki śledztwa. Nie będę wyciągał wniosków, dopóki nie zostaną ustalone fakty" — oznajmił Le Drian.
Zbiegi okoliczności na tym się nie kończą: prezydent Stanów Zjednoczonych zaczyna wprost na swoim Twitterze żądać od Macrona 2% PKB na finansowanie amerykańskiej armii, rezygnacji z paryskiej konwencji w sprawie zmian klimatu, a nawet podkreśla, że protestujący w Paryżu skandują „Chcemy Trumpa!". Być może to tylko zbieg okoliczności. Być może zbiegiem okoliczności jest także fakt, że główny konsultant polityczny i koordynator kampanii wyborczej Trumpa, specjalista od „partyzanckich" organizacji politycznych Steve Bannon przebywa obecnie w Europie z otwarcie zadeklarowanym celem stworzenia ruchu politycznego na rzecz Trumpa. Przemawiając w Brukseli, Bannon oznajmił, że protestujący we Francji to „ci sami wyborcy, którzy wybrali Trumpa". Powtarzam, być może to tylko zbieg okoliczności, ale jednak można sobie pozwolić na wątpliwości co tego, że Macron miał pecha i zamieszki „po prostu wybuchły" bez jakiegokolwiek wpływu z zewnątrz.
W tych warunkach staje się jasne, dlaczego akcje protestacyjne przyciągają uczestników z najróżniejszych warstw społecznych, wysuwających bardzo różne (czasami sprzeczne) żądania. Także staje się jasne, że protestujący mają bardzo szerokie poparcie społeczne (wyniki niedawnych sondaży pokazują, że poparcie dla ruchu „żółtych kamizelek" przekracza 70%). Ale to poparcie opiera się na negatywnej agendzie, czyli większość Francuzów chciałaby zakomunikować władzom w Pałacu Elizejskim, że polityka Macrona i sam Macron wywołują ogromne rozdrażnienie, ale wśród polityków nie ma nikogo, kto mógłby poprowadzić ten ruch. Dodajmy, że konsekwentność w udaremnianiu prób nawet najbardziej marginalnych i radykalnych francuskich polityków chcących się z nim zintegrować może oznaczać, że od początku jest wykorzystywany jako taran, którym ktoś uderza we Francję, jej gospodarkę i system polityczny. Jest całkiem możliwe, że pomysłodawca tej „kolorowej rewolucji" nie potrzebuje żadnych reform, a tym bardziej nie jest zainteresowany aspiracjami zwykłych Francuzów: ich gniew i nadzieje na zmianę na lepsze są po prostu wykorzystywane do niszczenia ich własnego państwa. Tutaj aż prosi się pytanie: czy to wszystko nic wam nie przypomina?Sądząc po tym, że protesty „żółtych kamizelek" zarejestrowano już w Belgii i Holandii, można wnioskować, że nie tylko Francja, ale także Europa jako całość, w tym jej najbardziej zamożne części, przebywa obecnie w systemowym kryzysie społecznym. Z tego powodu kraje są szczególnie podatne na takie wstrząsy społeczne. Rewolucje, Majdany i wojny domowe omijały Europę, ale epoka spokoju dobiegła końca, konflikty społeczne nagromadziły się, a system polityczny wyraźnie już nie jest w stanie adekwatnie reagować na wyzwania społeczeństwa.
Poglądy autora mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)