Pierwszą taką „europejską" drogą kolejową z torami o szerokości 1435 mm ma być bezpośrednie połączenie między Odessą i Kijowem.
Następnie, mówi minister, taka sama linia połączy Kijów i Lwów, a potem przebiegnie przez całe terytorium niezależnej Ukrainy. Według słów Omeliana, „zagraniczni inwestorzy już wykazują zainteresowanie projektem". „Eurolinie" mają być ponadto kolejami dużych prędkości.Omeljan mówił wcześniej, że takie koleje dużych prędkości mogą pojawić się na Ukrainie za jakieś pięć-dziesięć lat, i niejednokrotnie raportował, że w pierwszej kolejności połączą Kijów z Odessą i Kijów z Warszawą.
O eurokolei ukraiński minister mówił właśnie w kontekście Warszawy. Według najskromniejszych wyliczeń, jeden kilometr kolei może kosztować potencjalnego inwestora co najmniej dwa i pół — trzy miliony dolarów. A to oznacza, że na zamianę całej ukraińskiej sieci kolejowej potrzeba będzie około pięćdziesięciu miliardów dolarów, co dla dzisiejszej zubożałej Ukrainy jest kwotą doprawdy kosmiczną.
Nie o to nawet chodzi, że niepołączona z żadną europejską siecią linia Odessa-Kijów będzie wystawać na tle ukraińskiej sieci kolejowej jak zaogniony, zropiały wyrostek, który tak prawdę mówiąc należałoby usunąć „w cholerę, nim dojdzie do zapalenia otrzewnej". To akurat ministra infrastruktury Ukrainy pana Omeliana niepokoi najmniej: za wszystko ma zapłacić europejski inwestor. Co więcej, wszystko wskazuje, że imię tego inwestora jest już znane: według kaprysu kołaczącego po ministerialnej głowie, inwestorem tym winna zostać Francja. Oczywiście nie sama osobiście Francja, a w charakterze lobbysty i gwaranta kredytów od europejskich struktur.W wiosennym komunikacie ukraińskiego resortu infrastruktury mówiło się o włączeniu ukraińskich kolei do planowanej Transeuropejskiej Sieci Transportowej, w której skład ma wejść dziewięć kolejowych korytarzy towarowych. Część z nich już zresztą działa: jeden, przebiegający przez Austrię i Niemcy, łączy Norwegię, Szwecję i Danię z włoskimi portami nad Morzem Śródziemnym, drugi, przebiegający przez terytorium Belgii, Holandii, RFN, Polski, Czech i Litwy, łączy Morze Północne z Bałtyckim.
Celem Unii Europejskiej jest nie tylko połączenie europejskich korytarz kolejowych, ale też ustanowienie wspólnych zasad na drogach transportowych, na przykład wspólnego rozkładu i wspólnych uproszczonych taryf dla przewoźników. Ogółem cel jest szlachetny, i Ukraina z jej kolosalną siecią transportową (o długości około 22 tysięcy km i prawie idealną logistyką do przeładunku towarów korytarzem kolejowym Europa-Azja) byłaby nader atrakcyjna, jeśli nie jedno ale.Obecnie, dzięki „doskonałym" relacjom z Federacją Rosyjską ukraińskie koleje to po prostu ślepy zaułek. Do tego Ukraina jako taka z dramatycznie spadającą gospodarką z definicji, jak to się mówi, nie może być atrakcyjna dla europejskich przewoźników. A wredna geografia sprawia, że ukraińscy przewożnicy nie mogą liczyć na innych partnerów ze Wschodu.
Poglądy autora mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)