Niesłusznie. Reagując na słowa rosyjskiego ambasadora oburzeniem czy histerią, całkowicie przechodzimy do porządku dziennego nad tym, co i dlaczego chciał nam powiedzieć. Jest to o tyle ważne, że jego celem nie było przecież popsucie naszych stosunków. Jeżeli tak mówi, to zapewne tak myśli, więc warto zastanowić się dlaczego. Tym bardziej, iż w swym wywiadzie, ambasador Rosji (nie wiem, czy z dobrej, czy ze złej woli i mnie to nie obchodzi) dotknął sprawy dla nas tyleż bolesnej, co nadal aktualnej.
Jak świat światem, każde państwo tworzy mity na temat swoich dziejów: wystarczy przywołać obowiązujące obecnie interpretacje historii amerykańskiej wojny secesyjnej, francuskiego ruchu oporu czy coraz bezczelniej kreowaną obecnie hagiografię niemieckiej „antyhitlerowskiej opozycji". Polska i Rosja nie są tu wyjątkiem. Problem w tym, iż nasze polskie mity, w które obrosła ojczysta historia są niezwykle szkodliwe nie tylko dla stosunków z sąsiadami, ale także dla tworzenia narodowego konsensusu wewnątrz polskiego społeczeństwa, co w efekcie paraliżuje jakąkolwiek rozsądną debatę nad kształtem naszej międzynarodowej tożsamości i uniemożliwia efektywne działania w obronie narodowych interesów. Zaburzona ocena Września 1939 roku oraz wydarzeń, które do niego doprowadziły jest na liście szkodliwych mitów ojczystej historii niekwestionowanym numerem jeden, wyprzedzając nawet powstanie warszawskie, o rozbiorach czy stanie wojennym nie wspominając. Siergiej Andriejew ma całkowitą rację mówiąc, iż Polska sama doprowadziła się do tragedii, przy okazji dając Hitlerowi okazję do rozpętania wojny, dyplomatycznie przemilczając, iż tak jak wiele decyzji przed, w czasie i po wojnie, był to rezultat oderwania od rzeczywistości, politycznej głupoty, strategicznej krótkowzroczności i narodowej pychy. I dopóki cechy te nie zostaną wyeliminowane z procesu decyzyjnego dotyczącego naszych stosunków ze światem, dopóty stosunki te będą złe, a my będziemy musieli podbudowywać naszą jak najsłuszniej niską samoocenę przy pomocy obraźliwych pohukiwań na zwycięzców.Jeżeli nie jesteśmy w stanie przyznać tego sami przed sobą, to posłuchajmy mądrego człowieka, który chce, aby Polska przestała być w europejskiej polityce rozwydrzonym jedynakiem, a stała się odpowiedzialnym i racjonalnym graczem, którego decyzje dają się przewidzieć, zmierzyć i racjonalnie pojąć. Tak, aby nie tylko dla rosyjskich, ale amerykańskich czy niemieckich ambasadorów, przebywanie w Warszawie nie było usianym mękami zesłaniem do domu wariatów, ale powodem do zawodowej satysfakcji i ludzkiej dumy.
W wypowiedzi rosyjskiego ambasadora kluczowe jest zdanie o tym, iż we wrześniu 1939 roku Polska padła ofiarą swojej polityki. I zamiast próbować zakrzyczeć te mądre słowa, warto pochylić się nad nimi, przemyśleć i wyciągnąć wnioski. Tak, aby w świecie, w którym naszych oczach nurt historycznych wydarzeń znów przyspiesza, po raz kolejny nie popełnić tych samych błędów.
Dlatego warto wziąć na serio lekcję, której udzielił nam rosyjski ambasador i zapobiec podejmowaniu kolejnych tragicznych w skutkach decyzji. Tym bardziej, iż w stosunkach międzynarodowych, kraj z naszym położeniem i sytuacją ma naprawdę minimalny margines dla błędu i każde głupstwo może oznaczać przekroczenie cienkiej czerwonej linii między radosnym politykowaniem i rozpaczliwą walką o narodowy i państwowy byt.
Poglądy i opinie zawarte w artykule mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)