W Holandii rozgorzał skandal po tym, jak policjant próbował sprzedać „pamiątki” z miejsca katastrofy malezyjskiego Boeinga. Ogłoszenie o sprzedaży „ozdoby naściennej” składającej się z przedmiotów znalezionych na miejscu katastrofy zostało opublikowane na aukcji internetowej. Wkrótce potem zostało usunięte. Przedstawiciel portalu określił ogłoszenie jako „obraźliwe”.
„Gdy tylko policja dowiedziała się o ogłoszeniu, wszczęto śledztwo. Pracownik organów porządkowych został tymczasowo odsunięty od obowiązków. Na daną chwilę jest zatrzymany w celu dalszego przesłuchania” – poinformowano w policji.
Zdaniem politologa Daniela Welcha, zaniepokojenie wywołane jest przez fakt, że komuś udało się otrzymać dostęp do przedmiotów z miejsca katastrofy podczas trwania śledztwa.„Pojawia się pytanie: gdzie znajdują się te przedmioty i jak są przechowywane? Takie było oburzenie, że miejsce tragedii nie zostało ogrodzone w należyty sposób, a teraz pozwala sisę na sprzedaż tych przedmiotów w Internecie? To odrażające. Śledczy sami się skompromitowali. Odmawiają brania pod uwagę rosyjskich dokumentów i pozbawiają Malezję możliwości uczestniczenia w procesie. Oprócz tego nie można zapominać o zaginionych nagraniach rozmów kontrolerów lotu z załogą. I nie zapominajmy, że śledztwo nie przyniosło żadnych wyników!” – skomentował Welch.
Duże media zignorowały historię o sprzedaży, a te, które o niej napisały, dały tylko krótką informację. Zupełnie inna była reakcja na nagranie wideo opublikowane w lipcu tego roku, na którym jakoby utrwalono powstańców-maruderów na miejscu katastrofy Boeinga.
Powstańcy twierdzą, że oglądali osobiste rzeczy, aby zrozumieć, co się mogło wydarzyć. Ale media zasypały ich lawiną krytyki po pojawieniu się nagrania w sieci. Na nagraniu mężczyzna w mundurze wojskowym trzymał w ręku dziecięcą zabawkę znalezioną na miejscu katastrofy. Zresztą tylko nieliczne media pokazały to nagranie w całości. Widać na nim, jak mężczyzna odkłada zabawkę z powrotem i robi znak krzyża. Daniel Welch uważa, że wiodące media często wysuwają pośpieszne wnioski.„Media kipiały komentarzami na temat tego, że jako pierwsi na miejscu katastrofy pojawili się powstańcy. Zostało opublikowanych mnóstwo fotografii, powstańców oskarżano o brak szacunku dla zabitych. Oczywiście, teraz takiej histerii nie ma, przecież procedury śledcze, które prowadzą zachodnie służby nie mogą podlegać żadnym podejrzeniom. Wina zawsze w większym stopniu spoczywa na Rosji, Chinach czy jeszcze jakimś państwie, na kimkolwiek, tylko nie na państwach Zachodu” – powiedział analityk.
Poglądy i opinie zawarte w artykule mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)